Jako syn byłego zawodnika, a obecnie trenera, Bogdana Pamuły, byłeś skazany na koszykówkę?
Piotr Pamuła: Mała poprawka - syn byłego koszykarza, byłej koszykarki i brat koszykarki do niedawna występującej w ekstraklasie. Można powiedzieć, że moje losy od początku były przesądzone.
To rodzice wskazali ci drogę czy wręcz przeciwnie - uparcie chciałeś iść w ich ślady, może nawet wbrew rodzicielskim sugestiom?
- To było dość naturalne. Rodzice ani mnie nie namawiali, ani nie zniechęcali. Zawsze na pierwszym miejscu była szkoła, a później treningi. Ale decyzję o tym, by grać w koszykówkę, podjąłem sam.
[ad=rectangle]
Jak wyglądało twoje życie od najmłodszych lat? Koszykówka wypełniała je w całości?
- Trafiłeś w sedno! Mniej więcej odkąd miałem czternaście lat liczyła się wyłącznie koszykówka. Mnóstwo wyrzeczeń, pierwsza kadra gdy byłem szesnastolatkiem i tak do dwudziestego drugiego roku życia… To były piękne czasy, pozostało wiele wspomnień.
Kiedy byłeś już pewny, że chcesz być zawodowym koszykarzem?
- Od zawsze chciałem nim być. Jako piętnastolatek nie wiedziałem, z czym to się wiąże, ale kiedy dwa lata później wyjechałem do Warszawy, spotkałem się tam z prawdziwym profesjonalizmem, treningami dwa razy dziennie. Mój styl życia się nie zmienił, z jeszcze większą determinacją dążyłem do bycia zawodowcem.
To ojciec był twoim sportowym idolem czy jednak zerkałeś w kierunku NBA?
- Nigdy nie miałem jakiegoś prawdziwego idola. Lubię graczy wszechstronnych - podziwiam Kobego Bryanta, a ostatnio Stephena Curry’ego, ale nie są to moi idole. Pozwalam im żyć własnym życiem, nie potrzebuję koszulek, ani innych gadżetów.
Dziś też masz dwóch trenerów? Do wskazówek od szkoleniowców klubowych dochodzą ojcowskie rady?
- Rodzice, kiedy tylko mogą, przyjeżdżają i oglądają moje mecze. Ale dziękuję Bogu za to, jacy są. Ojciec jest w stanie mi coś doradzić w kwestii szczegółów, lecz doskonale wie, że mam swojego pierwszego trenera, więc można powiedzieć, że wtrąca się w granicach rozsądku. I bardzo dobrze, bo wielu rodziców nie potrafi wytyczyć tego typu granic…
Grałeś w Stalowej Woli, Warszawie, Koszalinie, Gdyni i Włocławku. Co z tych koszykarskich wojaży przywieziesz ze sobą "w bagażu" do Dąbrowy?
- W ciągu tych kilku lat wiele przeszedłem, ale… Wydaje mi się, że powinniśmy poczekać, nie przepadam za składaniem deklaracji. Będzie dobrze.
A teraz poważniej o bagażu - bez jakich trzech rzeczy do nowego miejsca zamieszkania na pewno się nie ruszysz?
- Trudne pytanie… (śmiech) Bardzo lubię mieć porządnie wyposażone mieszkanie, we wszelkiego rodzaju patelnie, garnki i tym podobne przedmioty. Myślę, że komputer, iPad czy telefon to podstawa. No i własna pościel. Bo mam nadzieję, że łóżko będę miał wygodne.
Kiedy już rozpakujesz walizki, przyjdzie czas nie tylko na treningi, ale też na życie w Dąbrowie. Jaki jest Piotr Pamuła poza parkietem i jak lubi spędzać wolne chwile pomiędzy treningami i meczami?
- Jestem trochę typem samotnika. Lubię dużo czasu spędzać sam, co w sezonie jest raczej normalne, bo każdą wolną chwilę wykorzystuje się na odpoczynek. Do tego dobra książka albo film i relaks gwarantowany.
Rozmawiał Damian Juszczyk