Milos Paravinja został ściągnięty do Włocławka, by pełnić rolę pierwszego centra. Rzeczywistość, i to niestety nie ta czysto sportowa, okazała się bardzo brutalna, gdyż w jednym z przedsezonowych spotkań chorwacki środkowy doznał bardzo groźnej kontuzji.
Pewien czas temu, po prawie pięciu miesiącach rehabilitacji, zawodnik wznowił treningi z zespołem i pod bacznym okiem trenera Igora Griszczuka, a także sztabu medycznego ekipy, przygotowywał się do powrotu na parkiet. W środowisku koszykarskim zaczęto szeptać, iż debiut mierzącego 212 cm wzrostu gracza jest tylko kwestią czasu. Również i sam zainteresowany był tego zdania. - Nie wiem kiedy pojawię się na parkiecie. Jestem jednak pozytywnie nastawiony do tej kwestii i myślę, że jest już zdecydowanie bliżej niż dalej- mówił kilka tygodni temu Paravinja.
W ostatnim czasie coraz głośniej zaczęto się zastanawiać, czy debiut koszykarza nie przypadnie na mecz Anwilu Włocławek z koszalińskim AZS. Dziś już jednak wiadomo, że do tego nie dojdzie i Paravinja po raz kolejny usiądzie na ławce rezerwowych w cywilnym stroju. - Milos nie jest jeszcze w pełni gotowy do gry, więc jego nazwisko z pewnością nie pojawi się w protokole meczowym podczas najbliższego meczu - stwierdził specjalnie dla portalu SportoweFakty.pl Hubert Hejman, kierownik klubu, dodając jednocześnie - Decyzja o powrocie na parkiet nie należy tylko do sztabu medycznego zespołu, który zajmuje się graczem na co dzień, ale również do trenera. Na chwilę obecną stan zdrowia Milosa nie pozwala mu na grę.
Oznacza to, że w niedzielę kibice będą mogli zobaczyć w akcji tylko dwóch, debiutujących koszykarzy - Omara Barletta oraz Tommy’ego Adamsa.