Ekipa Asseco Gdynia przyjechała do Włocławka w bardzo dobrym nastroju. Zespół Tane Spaseva wygrał pięć z dotychczasowych sześciu meczów ligowych i miał wielki apetyt na szóste zwycięstwo. W Hali Mistrzów Anwil okazał się jednak rywalem nie do przejścia. Goście przegrali 76:82.
- Gratuluję trenerowi Igorowi Miliciciowi zwycięstwa i dobrego startu w lidze. My nie byliśmy wystarczająco skoncentrowani i to nie była koszykówka Asseco Gdynia. Mieliśmy nasz plan, ale nie rozgrywaliśmy go - powiedział macedoński opiekun zespołu znad morza.
Włocławianie już na samym początku objęli nieznaczną przewagę, której następnie starali się pilnować. Najwyższe rozmiary prowadzenie gospodarzy osiągnęło w połowie trzeciej kwarty - 54:42 po serii 14:0 - ale goście i tak nie rezygnowali. Na trzy minuty przed końcem, po celnym rzucie Filipa Matczaka było tylko 71:72. W końcówce jednak włocławianie zachowali więcej zimnej krwi i lepszą skuteczność.
- To co zadecydowało o zwycięstwie Anwilu to bardzo wysoka skuteczność rzutów za trzy - 44 procent. Nie byliśmy w stanie na to odpowiedzieć. Myślę, że to dla nas bardzo dobra lekcja, która spowoduje, że nadal będziemy ciężko pracować i kontynuować koszykówkę spod znaku "Asseco" - stwierdził Spasev.
Warto dodać, że w odniesieniu zwycięstwa we Włocławku gdynianom przeszkodziła kontuzja Przemysława Żołnierewicza. - Ze względu na kontuzję Przemka musieliśmy radzić sobie w nieco eksperymentalnym składzie. Momentami próbowaliśmy koszykówki niskim składem, trójką małych zawodników, innym razem zmienialiśmy ten koncept. I przez większą część meczu było w porządku, ale to co było kluczowe to, jak powiedziałem, celne trójki Anwilu - zakończył trener Asseco.