Filip Put: Nie boję się wyzwań

Po metamorfozie, jaką w okresie letnim przeszedł zespół Znicza Basket, wykrystalizowali się nowi liderzy drużyny. Jednym z nich stał się Filip Put. To właśnie jego punkty, w miniony weekend, dały pruszkowskiej ekipie wygraną nad rezerwami Śląska.

Dawid Siemieniecki
Dawid Siemieniecki

WP SportoweFakty: Szalony mecz za wami. Dosłownie rzutem na taśmę pokonaliście rezerwy Śląska, ale za to takie zwycięstwo musi smakować niesamowicie.

Filip Put: W tym meczu stanęły naprzeciw siebie dwie młode drużyny i na szczęście dla nas, wynieśliśmy z tego meczu dwa punkty. Wiele osób w ciągu spotkania nas przekreśliło, gdy rywale osiągnęli 18-punktową przewagę, lecz pokazaliśmy, że walczy się do ostatniej minuty.

Szczęście wam sprzyjało. Przestrzelone wolne Maksyma Kulona, czy choćby twoje wejście na kosz bez punktów, ale dobitka Adriana Kordalskiego. W ciągu ostatnich 85 sekund udało wam się wszystko, Śląskowi nic.

- Chwała za to Adrianowi, gdyż z pozoru mój rzut wydawał się łatwy, ale on poszedł do końca za akcją i dobił piłkę. My byliśmy zespołem, który ostatnie dwie kwarty musiał gonić, więc w końcówce "poczuliśmy krew", a Śląsk nie wytrzymał presji.

Co się jednak z wami działo w ciągu pierwszych 20 minut? W sumie to do połowy trzeciej kwarty, bo dopiero od momentu, kiedy traciliście już nawet 18 punktów, zaczęliście te straty stopniowo zmniejszać.

- Pierwsza połowa była naszą najgorszą w tym sezonie, przespaliśmy ją zupełnie. Być może wpłynął na to fakt, że z zespołem Śląska nie przyjechali dwaj czołowi gracze, którzy byli w składzie niedzielnego spotkania ekstraklasowego.

Łatwo da się zauważyć, że w Tychach kompletnie przespaliście ostatnią kwartę, a ze Śląskiem źle radziliście sobie z kolei z początku. Lekka zadyszka po świetnym starcie sezonu?

- W Tychach starczyło nam sił na 30 minut. Jestem zadowolony z postawy drużyny za podjęcie walki z silnym zespołem na wyjeździe. Nie uważam, że dopadła nas zadyszka. Było to raczej zbytnie rozluźnienie i pewność wyniesienia pozytywnego wyniku.

Wiadomo, że najbardziej liczą się wyniki zespołu, ale ze swojej gry w tym sezonie chyba możesz być zadowolony?

- Cieszy mnie rola, jaką odgrywam w tym roku w drużynie, dzięki niej ciągle się rozwijam. Z całą pewnością mogę stwierdzić, że odpowiedzialność, która na mnie spoczywa, motywuje do dalszej pracy.

Jak w ogóle odnajdujesz się w nowej roli w drużynie? W tym sezonie na twoich barkach spoczywa bowiem dużo większy ciężar gry.

- Jestem zadowolony przede wszystkim z wyników drużyny i naszego bilansu. Plusem jest to, że zacząłem grać równo, a to w poprzednim sezonie szwankowało.

Przed wami ważny mecz z liderem. Wy jesteście obecnie wiceliderem i to bardzo niespodziewanym. W Krośnie nie macie chyba zatem nic do stracenia.

- Niespodziewanym, lecz moim zdaniem jak najbardziej zasłużonym. Liczę, że mecz w Krośnie będzie godnym spotkaniem lidera z wiceliderem tabeli.

Wydaje się, że Miasto Szkła to zespół bez słabych punktów. W czym zatem upatrujecie szans na wywiezienie korzystnego rezultatu z tego terenu? Bo na pewno nie jedziecie tam się położyć.

- Krosno potwierdza swoją aspirację na awans do TBL dotychczasowymi wynikami. Naszym atutem będzie młodość, wola walki i zaangażowanie przez 40 minut. Uważam, że już pokazaliśmy, między innymi meczem z Legią, że nie przestraszymy się nazwisk, jakie są na papierze w Mieście Szkła.

I na koniec nieco inne pytanie. Myślisz, że po sezonie będziesz już gotów na ekstraklasę? Bo po - wtedy już - trzech latach gry w pierwszej lidze, to chyba naturalny cel dla zawodnika w twoim wieku.

- Małymi krokami dochodziłem do miejsca, w którym obecnie się znajduję i będę pracował dalej na to, aby kolejny postawić w wyższej lidze. Tym sezonem chcę potwierdzić, że nie boję się wyzwań i można na mnie stawiać.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×