Na konferencji prasowej po spotkaniu z Siarką Tarnobrzeg Saso Filipovski zakomunikował, że klub ma "blokadę na przeprowadzenie transferów". Z jego słów można było sądzić, że to wynik sprawy z Walterem Hodgem, ale nie jest to prawdą. Przedstawiciele FIBA nałożyli bowiem karę na zespół mistrza Polski ze względu na sprawę Christiana Eyengi, któremu klub jest winny pieniądze.
Działacze Stelmetu BC regularnie spłacali dług wobec zawodnika, ale w ostatnim czasie zaprzestali regulować należności. Dlaczego? O tym wszystkim rozmawiamy z Januszem Jasińskim, właścicielem klubu.
WP SportoweFakty: Mistrz Polski z zakazem transferowym?
Janusz Jasiński: Tak, to prawda. W piątek przyszła taka informacja do klubu. Mamy dwa tygodnie na to, aby się odwołać. Z punktu widzenia technicznego to nie wiem, jak to będzie wyglądało, bo z taką sytuacją po raz pierwszy się stykamy.
Jest to pokłosie sprawy z Walterem Hodgem czy Christianem Eyengą?
- Jest to konsekwencja decyzji Sądu Arbitrażowego BAT dotycząca Christiana Eyenga. Nie ukrywam, że dla mnie jest to bardzo tajemnicza sprawa. Nawet nie można jej nigdzie znaleźć na oficjalnych stronach FIBA. Numer wcześniejszy i późniejszy jest, a tej sprawy nie ma. Nikt nie może się z nią dokładnie zapoznać. A szkoda, bo cała sprawa jest kuriozalna. Wypełniliśmy wszystkie punkty kontraktu dotyczące możliwości rozwiązania umowy na następny rok.
To skąd taka decyzja Sądu Arbitrażowego BAT?
- Jak jego agencja nie znalazła mu pracy na kolejny sezon na odpowiednim poziomie finansowym to strony doszły do wniosku, że może to Stelmet BC zapłaci za następny rok. Później Eyenga przeszedł do PGE Turowa, podpisał nowy kontrakt na 140 tysięcy dolarów. To ważna informacja, bo u nas miał zarobić 270 tysięcy. Z jakiś dziwnych, niewyjaśnionych powodów nie pojawił się w Zgorzelcu i klub rozwiązał z nim kontrakt. Następnie podpisał umowę we Włoszech na kwotę 60 tysięcy dolarów.
Eyenga w związku z tym zażądał od nas wypłacenia 270 tysięcy. My, oczywiście się na to nie zgodziliśmy. Wcześniej, zgodnie z kontraktem wypłaciliśmy mu 20 tysięcy kwoty odstępnego. Otrzymaliśmy nawet fakturę i wydawało się, że wszystko jest załatwione. Tymczasem okazało się inaczej.
Zapewne konsultowaliście tę sprawę z prawnikami. Jaka była ich opinia?
- Konsultowaliśmy się u wielu prawników w całej Polsce. Wszyscy mówili tym samym głosem: "Sprawa jest oczywista. Skoro zapłaciliście kwotę odstępnego, to kontrakt przestaje istnieć". Taka była ich opinia. Dla nas była to jasna kwestia, ale może powinniśmy wziąć pod uwagę, jak może być kreatywna decyzja BAT-u?
Może za późno zapłaciliście?
- Żeby zapłacić fakturę, musiała ona zostać wystawiona. Tak się stało, my ją zapłaciliśmy, ale druga strona mówi, że powinniśmy ją zapłacić w momencie, gdy kończyło się wypowiedzenie. Nie mieliśmy jednak dokumentów. Arbiter tego nie wziął pod uwagę, podobnie jak tego, że Eyenga podpisał umowę na tzw. preseason z Turowem.
Dlaczego musicie zapłacić akurat 140 tysięcy dolarów? Skąd taka kwota?
- To też jest ciekawe. Jako że u nas miał mieć 270 tysięcy dolarów, a we Włoszech zarobił 60, to różnica wynosi 210. Ją podzielono na dwa. Trudno powiedzieć, dlaczego tak zrobiono. Może uznano, że po połowie należy rozdzielić winę. W związku z tym otrzymaliśmy karę 110 tysięcy dolarów. Gdzieś wsiąkło im 20 tysięcy naszej kwoty odstępnego. Dodatkowo jeszcze w trakcie sezonu Christian otrzymał od nas karę. Jego agencja uznała tę karę, a BAT jej nie uznał, więc cała suma urosła do 140 tysięcy dolarów. Taka kwotę otrzymaliśmy do zapłaty.
Ile z tego zapłaciliście?
- Zapłaciliśmy z tego 76 tysięcy dolarów. Raty były miesięczne. Rozpoczęliśmy od sierpnia, później wrzesień i październik. Teraz zwróciliśmy się do agencji z prośbą o wydłużenie terminu spłaty na dalszy okres. Zależało nam na tym, aby spłacić to na początku stycznia. Aczkolwiek agencja z nami w ogóle nie rozmawia, nie odpowiada na e-maila. Z kolei z FIBA przyszła decyzja o zakazie transferowym, że w związku z tym, iż opóźniamy się ze spłatą zobowiązania. Około 60 tysięcy dolarów. Jak spłacimy całą kwotę, która pozostała, to zostanie ten zakaz zdjęty.
Odwołacie się?
- Najlepsze jest to, że nawet nie mamy się do kogo odwołać. Nie ma żadnej instancji odwoławczej! Jest to rzecz kuriozalna. We wszystkich innych arbitrażach, nawet w decyzjach gospodarczych, jest dodatkowa ścieżka. Nikt nie zabrania pójścia do sądu cywilnego. Tutaj jest trochę inaczej. Trudno z tym nawet polemizować. Przyjęliśmy tę karę, spłacamy ją. Nie chcemy zaogniać sytuacji.
Co dalej?
- Musimy spłacić należność do końca i wówczas temat "umrze śmiercią naturalną". Wtedy nie będzie także podstaw do sankcji FIBA.
Kiedy zamierzacie spłacić dług?
- Nie wiem. Może zrobimy to wcześniej, a może nie? Też jestem trochę uparty i taka presja, która jest wywierana, działa raczej na mnie w drugą stronę. Tym bardziej, że niczym sobie na to nie zasłużyliśmy. Niestety cała sprawa nieco utrudnia nam życie, ale mam nadzieję, że nie obrzydzi nam koszykówki. Sport to jeden wielki biznes i trzeba być twardym i gruboskórnym.
Rozmawiał Karol Wasiek