Johny Dee zadebiutował w barwach Polpharmy Starogard Gdański w spotkaniu z Polfarmexem Kutno, który odbył się w sobotę 14 listopada. Amerykanin od razu po zameldowaniu się na parkiecie celnie przymierzył z dystansu, podrywając kibiców z miejsc. Później było nieco gorzej, ale swoje nieprzeciętnie umiejętności strzeleckie pokazał w czwartej kwarcie. W niej zawodnik zdobył 12 z 18 punktów całej drużyny.
Gracz pozostawił po sobie bardzo dobre wrażenie. Część kibiców okrzyknęła go "polskim Stephenem Currym". Trudno się z tym nie zgodzić, bo wiele jego ruchów na boisko żywo przypomina to, co robi gracz Golden State Warriors. Co na to zawodnik Kociewskich Diabłów?
WP SportoweFakty: Niech zgadnę. Twoim ulubionym zespołem jest Golden State Warriors, a zawodnikiem, na którym się wzorujesz to Stephen Curry?
Johny Dee: Skąd wiedziałeś? To prawda. Uwielbiam oglądać ten zespół w akcji. Nie trudno też zgadnąć, że Stephen Carry jest graczem, na którym się wzoruję.
Warto wspomnieć o tym, że byłeś członkiem tego zespołu w trakcie wakacji. Reprezentowałeś zespół podczas Ligi Letniej.
- Tak, to prawda. To było świetne przeżycie i doświadczenie dla mnie. Wiele mogłem się nauczyć od tych świetnych zawodników i trenerów, którzy są w drużynie. To była bardzo pouczająca lekcja w mojej karierze. Jestem przekonany, że ten czas spędzony w Golden State Warriors podczas Ligi Letniej zaprocentuje w przyszłości.
Miałeś okazję spotkać i porozmawiać ze swoim ulubieńcem - Stephenem Currym?
- Tylko przez chwilę. Przywitaliśmy się i krótko wymieniliśmy poglądy. Żałuję, że nie miałem możliwości dłużej z nimi porozmawiania, ale on musiał gdzieś iść i coś załatwić. Wierzę, że w przyszłości będzie ku temu okazja. Mam wiele pytań do niego!
Wiesz, że po twoim pierwszym występie pojawiły się takie opinie, że w Polpharmie gra "polska wersja" Stephena Curry'ego. Nawet część koszykarzy zaczęła tak o tobie mówić. Spotkałeś się z takimi opiniami już kiedyś?
- Nie, nigdy. (śmiech) To zabawne o czym mówisz, ale bardzo mi miło, że tak mnie ludzie postrzegają. Nie ukrywam, że spędzam wiele godzin nad oglądaniem meczów Golden State Warriors i studiowaniem ich.
Czego możesz nauczyć się poprzez samo oglądanie?
- Chcę naśladować ruchy Stephena. Mamy bardzo podobne warunki fizyczne. On bardzo szybko wypuszcza piłkę z rąk do rzutu. To jest coś niewiarygodnego. Duża lekkość jest w jego ruchach. Świetnie korzysta także z zasłon, mimo że nie jest wysoki. Mi na tym też bardzo zależy. Dużo na treningach poświęcam uwagi rzutom po koźle, driblingu. Oddaję setki rzutów z zachwianych pozycji.
Przywiozłeś jakieś szczególnie ćwiczenia ze Stanów Zjednoczonych?
- Nie, myślę, że są one standardowe. Jedno z ćwiczeń polega na tym, że rozpoczynam swój dribling na połowie boiska. Robię różne zwody. Wszystko oczywiście jest wykonywane na dużej szybkości, tak aby zgubić obrońcę. Nieco przypomina to grę z kontrataku. Po zwodach najczęściej zatrzymuję się na dystansie i rzucam za trzy. Jest to znacznie trudniejsze niż tylko rzucanie z dystansu po podaniu kolegi. Tutaj trzeba się więcej napracować, aby wykreować sobie pozycje do rzutu.
Dużo oglądasz meczów Golden State Warriors?
- Każdy mecz tej drużyny oglądam i dokładnie analizuję. Jestem maniakiem. (śmiech)
Widziałem, że cały czas nosisz plecak tego zespołu.
- To prawda. Czuję duży szacunek do tej organizacji. Jestem im wdzięczny za to, że dali mi szansę w okresie wakacyjnym. Będę to długo pamiętał. Otrzymałem sporo prezentów od nich i staram się z nich korzystać. A poza tym plecak jest bardzo wygodny. (śmiech)
Czyli zostajemy przy "polski Currym"?
- Jak wolisz! Nie mam żadnych zastrzeżeń.
Rozmawiał Karol Wasiek