Mecz rozpoczął się od kilku strat zarówno gospodarzy, jak i gości. Wraz z upływem czasu koszykarze Igora Griszczuka zaczęli jednak grać coraz lepiej. 9 punktów w tej kwarcie zdobył Andrzej Pluta, zaś dzielnie wspomagał go Marko Brkić, który w obliczu absencji Stipe Modricia był jedynym nominalnym silnym skrzydłowym. Po stronie Basketu trafiał Tony Weeden. Dobra gra Amerykanina, który momentami sam starał się przeciwstawić całej drużynie Anwilu, na nic zdała się w drugiej kwarcie. Świetną zmianę dał Tommy Adams, który wszedł w mecz dwiema celnymi trójkami. Trzy takie zagrania dodał Łukasz Koszarek, zaś kiedy celnym rzutem zza linii 6,25 metra popisał się Michał Gabiński, Anwil wyszedł na prowadzenie 42:22.
- W drugiej kwarcie na dziesięć ataków Anwilu, dziewięć było skutecznych, w tym sześć to były udane zagrania zza linii 6,25 metra. My zaś nie mogliśmy się przełamać, pudłowaliśmy nawet rzuty wolne - komentował na konferencji prasowej postawę gospodarzy trener kwidzynian, Andrej Urlep, a jego opinię podzielał również szkoleniowiec klubu z Włocławka. - Graliśmy nieźle w defensywie, trafialiśmy z przygotowanych wcześniej pozycji, prezentowaliśmy zespołową koszykówkę z dużą liczbą wyprowadzanych kontr - mówił Białorusin z polskim paszportem.
Wszystko co dobre w grze Anwilu, skończyło się jednak wraz ze zmianą stron. - Druga połowa była diametralnie inna. Nasza obrona wreszcie funkcjonowała jak należy - nie krył swojej dumnej postawy Urlep. Zmotywowani przez słoweńskiego trenera goście, od samego początku narzucili swój styl gry, już w pierwszych kilku minutach trzeciej kwarty odrabiając 10 oczek (55:47). Ostatecznie przedostatnia kwarta należała jeszcze do Anwilu (64:52), lecz w grze włocławian nie było widać takiego polotu, jak w pierwszej części, podczas gdy żądni zwycięstwa kwidzynianie z minuty na minutę prezentowali się coraz lepiej. Punkty zdobywał Vladimir Tica, a do gry włączyli się ponadto Chris Garner i Cliff Hawkins.
- W przerwie byliśmy kompletnie rozbici, na szczęście nasz trener powiedział parę mocnych słów, które nas obudziły. Stwierdził, że musimy pokazać, że jesteśmy mężczyznami. Mieliśmy wyjść na parkiet i walczyć do ostatnich sił - tłumaczył po spotkaniu Hawkins. Amerykański rozgrywający nie rzucił zbyt wielu punktów, lecz zanotował 5 zbiórek, 5 asyst oraz 3 przechwyty. Jeszcze lepszy był Garner, który w całym meczu ”ukradł” aż 8 piłek! To właśnie bardzo dobra postawa tego duetu, a także innego Amerykanina, strzelca Michaela Kueblera pozwoliła zbliżyć się Basketowi na różnicę tylko dwóch oczek, 76:74 na niespełna dwie minuty do końca. Chwilę później za dwa trafił dobrze dysponowany tego dnia Radosław Hyży i na tablicy był remis po 76! Choć kolejną trójką odpowiedział jeszcze Adams (79:76), były to ostatnie oczka Anwilu w tym meczu. Prosty błąd popełnił debiutujący przed własną publicznością Milos Paravinja, zaś jego stratę na punkty zamienił Kuebler. W następnej akcji piłkę zgubił Adams i to goście mieli ją w posiadaniu na około 24 sekundy do końca meczu. Garner idealnie obsłużył Briana Lubecka, który celnie przymierzył za trzy. Anwilowi na odpowiedź zabrakło czasu.
- To było strasznie kompromitujące, że w pierwszej części spotkania przegrywaliśmy już różnicą aż dwudziestu punktów. Tym większe jest to zwycięstwo- powiedział po meczu Hawkins, a zadowolenia nie mógł ukryć zazwyczaj spokojny po meczach trener Urlep. - W przerwie moi zawodnicy usłyszeli ode mnie parę przykrych słów, Chciałem zobaczyć, czy mają to coś, co pozwala wygrywać nawet takie mecze. Okazało się, że druga połowa była inna, a nasza obrona wreszcie funkcjonowała. Ktoś może powiedzieć, że wygraliśmy bo mieliśmy szczęście. Ja twierdzę, że wygraliśmy chęcią walki, ambicją i charakterem - tłumaczył po meczu słoweński szkoleniowiec. Jego vis a vis na ławce Anwilu, trener Griszczuk szukał na konferencji prasowej przyczyn porażki i wydaje się, że je znalazł. - Zbyt szybko uwierzyliśmy w sukces, a co gorsza, to już druga taka sytuacja. Ponadto - nie można wygrać spotkania kiedy we własnej hali popełnia się aż 25 strat! Nasi przeciwnicy popełnili tylko 10 takich błędów - wyrokował opiekun gospodarzy.
Po dwóch bardzo udanych meczach przeciwko AZS Koszalin i PBG Basket Poznań, Anwil był zdecydowanym faworytem tego spotkania. Włocławianie zagrali jednak bardzo przeciętnie w drugiej połowie, a przeciwko zespołom trenera Urlepa nie można grać dobrze przez tylko jedną część spotkania. Wydaje się, że w zespole gospodarzy bardzo brakowało Stipe Modricia. Chorwat to koszykarz o niesamowitym zmyśle do gry kombinacyjnej, umiejący zdobyć punkty, dokładnie podać, a także walczyć o zbiórki. Rekonwalescent Paravinja pokazał kilka dobrych, pojedynczych akcji w obronie lecz widać, że potrzebuje czasu by dojść do optymalnej formy. Co ciekawe, Anwil wygrał w tym spotkaniu zbiórki (32:30) oraz miał lepszą skuteczność gry (25/49 wobec 33/70). Nie da się jednak zauważyć miażdżącej przewagi Basketu w ilości oddanych rzutów. Byl to efekt aż 20 przechwytów gości (poza wspomnianą ósemką Garnera, 5 przechwytów zanotował Kuebler) oraz zaledwie 10 strat, przy 25 gospodarzy.
Anwil Włocławek - Bank BPS Basket Kwidzyn 79:81 (25:20, 26:13, 13:19, 15:29)
Anwil: Ł. Koszarek 21 (3x3, 5 as.), T. Adams 16 (4x3), A. Pluta 15 (3x3), M. Brkić 10 (1x3, 6 zb.), P. Miller 9 (10 zb.), M. Gabiński 3 (1x3), M. Paravinja 3, B. Wołoszyn 2, K. Michalski 0
Basket: C. Garner 17 (3x3, 8 prz.), M. Kuebler 14 (5 prz.), R. Hyży 13, T. Weeden 11, V. Tica 11 (1x3), B. Lubeck 6 (2x3, 7 zb.), C. Hawkins 5 (5 zb., 5 as.), M. Kowalewski 3, B. Wallace 2 (5 zb.), P. Dąbrowski 0, B. Potulski 0