W pierwszej kolejności piłka miała trafić do Franka Gainesa. Na 4,5 sekundy przed zakończeniem spotkania Amerykanin miał na swoim koncie 14 punktów zdobytych na poziomie 60 procent z gry. Dopiero wedle drugiej możliwości - gdyby zabrakło podania do Gainesa - Paweł Leończyk powinien był szukać indywidualnego zagrania.
Cameron Tatum skutecznie odciął jednak Gainesa od podania, lecz paradoksalnie... nie przysporzył tym swojej drużynie niczego dobrego. Odcięty od możliwości gry kombinacyjnej, Leończyk zrobił zwód w prawą stronę i trafił, zdobywając punkty na wagę zwycięstwa 86:84.
Leończyk przeplata w tym sezonie bardzo dobre mecze ze słabszymi, lecz wydaje się, że skuteczność doświadczonego skrzydłowego przede wszystkim uzależniona jest od liczby oddawanych rzutów. Oddając pięć czy mniej rzutów w czasie prawie 30 minut spędzanych na parkiecie, trudno o dwucyfrową zdobycz punktową, jaką - przy swoich umiejętnościach - powinien gwarantować szczecinianom 29-latek.
W Zgorzelcu Leończyk oddał osiem rzutów z gry i trafiając pięć z nich (do tego 5/5 z linii), zgromadził 15 oczek, co jest jego drugim najskuteczniejszym meczem w sezonie. Biorąc pod uwagę, że zawodnik zebrał również osiem piłek z tablic i miał dwie asysty, określenie "bohater meczu" przeciwko PGE Turowowi Zgorzelec jest całkowicie adekwatnym.
Po zwycięskim spotkaniu 29-latek nie skomentował jednak swojego rzutu, skupiając się przede wszystkim na tym, iż jego zespół wygrał piąty mecz w sezonie.
- To dla nas bardzo ważne zwycięstwo. Chcieliśmy wygrać to spotkanie, mieliśmy konkretny plan na ten mecz i choć wynik nieco uciekł nam w trzeciej kwarcie, to jednak w końcówce potrafiliśmy zagrać skutecznie i to jest najważniejsze - powiedział Leończyk.
Z bilansem 5-6, King Wilki Morskie Szczecin plasują się obecnie na 10. miejscu w Tauron Basket Lidze.