[b]
WP SportoweFakty: W ostatniej kolejce wygraliście z Treflem Sopot po dogrywce 81:77. Spodziewałeś się tego, że spotkanie będzie aż tak wyrównane?[/b]
Daniel Dillon: Tak, byłem na to przygotowany. Koledzy powtarzali mi, że w Sopocie nigdy nie gra się łatwo. Doświadczyłem tego na własnej skórze. Kosze w Hali Stulecia są niezwykle twarde i piłki często nie chcą wpadać. Wykręcają i się wychodzą na zewnątrz. Nam strzelcom nie jest łatwo. Cieszę się jednak z faktu, że daliśmy radę i z Sopotu wyjechaliśmy z dwoma punktami. Takie zwycięstwa są niezwykle ważne w kontekście gry w play-offach, a tam przecież chcemy się znaleźć.
Na przerwę schodziliście z 9-punktową stratą do Trefla. Czego wynikiem była tak słaba postawa PGE Turowa Zgorzelec w pierwszych dwudziestu minutach?
- Myślę, że nie potrafiliśmy się dostosować do warunków, które zaproponowali koszykarze Trefla Sopot. Graliśmy bez odpowiedniej energii i zaangażowania. Słabo dzieliśmy się piłką i rzucaliśmy z bardzo trudnych pozycji. To nie była nasza gra. Po przerwie jednak złapaliśmy swój rytm i zaczęliśmy krok po kroku odrabiać straty. W końcówce dopisało nam nieco szczęście i doprowadziliśmy do dogrywki. W niej zachowaliśmy nieco więcej zimnej krwi i dlatego wygraliśmy.
Daniel Dillon ojcem zwycięstwem? Zdobyłeś 25 punktów i zdaniem przedstawicieli Polskiej Ligi Koszykówki byłeś najlepszym graczem 15. kolejki Tauron Basket Ligi.
- Dziękuję za taką nagrodą. Cieszę się, że mój wkład w zwycięstwo został zauważony i doceniony. Mam nadzieję, że w kolejnych meczach również nie zawiodę. Czy jestem ojcem zwycięstwa? Nie lubię takich określeń, bo na wygraną pracuje cała drużyna, a nie poszczególne jednostki. Koledzy kreowali mi wiele otwartych pozycji. Korzystałem z tego. Dziękuję im za zaufaniem, którym mnie obdarzają każdego meczu.
Łowca punktów - taki przydomek chyba idealnie do ciebie pasuje?
- To prawda. Trener za każdym razem podkreśla, abym nie bał się brać odpowiedzialności na swoje barki. Dobrze czuję się w takiej roli. Mogę zarówno zdobywać punkty, ale także kreować pozycje dla nich. Dziękuję trenerowi, jak i kolegom, że mi ufają. To wiele dla mnie znaczy.
[b]
Daniel Dillon liderem PGE Turowa Zgorzelec?[/b]
- Naszym liderem jest Filip Dylewicz. Bez dwóch zdań. On jest kapitanem, najbardziej doświadczonym koszykarzem, który wiele przeżył w swojej karierze. Mobilizuje nas, motywuje w szatni. Uwielbiam z nim współpracować. To świetny gość.
Ciekawi mnie fakt - czy podkoszowy może być liderem drużyny?
- Masz rację. Nie jest to łatwe, ponieważ podkoszowemu trudno jest kontrolować wydarzenia na parkiecie. To nie on przecież przeprowadza piłkę na drugą stronę parkietu i ustawia zagrywki. Może je jedynie egzekwować, ale wcześniej musi otrzymać podanie. Od tego jestem ja. Tak jak mówiłem wcześniej - uwielbiam z nim współpracować. Świetnie czuję się w roli gracza, który kontroluję wydarzenia na parkiecie.
Zaadoptowałeś się już do nowych warunków, które zastałeś w Polsce?
- Tak. Myślę, że największym wyzwaniem było dopasowanie się do stylu drużyny i kolegów. Nie znałem nikogo, więc trochę czasu mi zajęło, zanim się przyzwyczaiłem. Poza tym poznałem już wszystkie drużyny, rywali, więc z każdym dniem będzie mi coraz łatwiej. Uważam, że w drugiej części sezonu będę grał jeszcze lepiej. Jestem o tym przekonany.
Jesteś usatysfakcjonowany z faktu, że podpisałeś kontrakt z PGE Turowem Zgorzelec?
- Tak, ale jestem zły na to, że przegraliśmy tyle meczów w pierwszej części sezonu. Wiem, że spora krytyka na nas spadła, ale myślę, że to jest czas, aby pokazać tym ludziom, że stać nas na zwycięstwa i awans do play-offów. To jest nasz cel. Mamy spory potencjał. Jeśli będziemy z tego korzystać, to będziemy bardzo groźni dla każdego.
Rozmawiał Karol Wasiek
[multitable table=671 timetable=10721]Tabela/terminarz[/multitable]