Ekipa BM Slam Stali Ostrów Wielkopolski przegrała we Włocławku z Anwilem 60:70, ale - mimo porażki - goście mogli być zadowoleni ze swojej gry. O zwycięstwo w Hali Mistrzów walczyli do samego końca i zmusili Rottweilery do mocnego wysiłku w końcówce spotkania. Jednocześnie, zagrali zdecydowanie lepiej, niż w pierwszym starciu obu drużyn. W Kaliszu bowiem Anwil wygrał gładko 85:61.
Jedną z najjaśniejszym postaci BM Slam Stali był - do czego zdążył już przyzwyczaić w tym sezonie - rozgrywający Curtis Millage. Amerykanin od początku spotkania grał bardzo agresywnie, ale niesamolubnie. Chętnie dzielił się piłką i w dodatku mocno pomagał wyższym kolegom w walce na tablicach.
- Za każdym razem, gdy wychodzę na parkiet, staram się robić to, co najlepsze dla mojego zespołu. I nie chodzi tylko o zdobywanie punktów. Musisz grać dobrą defensywę i robić wszystkie te inne małe rzeczy, który zwiększają szansę na zwycięstwo. Zawsze wierzyłem w swoje umiejętności, ponieważ od lat koncentrowałem się na wielu aspektach koszykarskiego rzemiosła - powiedział Millage po zakończeniu spotkania, które dla niego - w wymiarze indywidualnym - było bardzo udane.
Millage zakończył bowiem mecz w Hali Mistrzów z wynikiem 12 punktów, 10 zbiórek i siedmiu asyst. Do triple-double zabrakło zatem bardzo niewiele, zaledwie trzech podań. Kto wie, jakim wynikiem zakończyłoby się starcie we Włocławku, gdyby partnerzy Amerykanina lepiej wykorzystywali jego podania?
Mimo tak wszechstronnej postawy, Millage nie chciał komentować swojej indywidualnej postawy. Przede wszystkim skupił się na wysiłku i pracy całego zespołu.
- Koszykówka to nie jest sport jednostek. To złożona gra, w której zaangażowanych jest wielu graczy. Dlatego szanuję moich kolegów z drużyny za to, że w każdym spotkaniu dają z siebie wszystko. Przeciwko Anwilowi zagraliśmy dobry mecz i mogliśmy go wygrać. Trudno, nie udało się. Nie wszystkie mecze da się wygrać. Ale pokazaliśmy progres w stosunku do tego, jak graliśmy z nimi wcześniej - stwierdził Amerykanin.