Od zera do bohatera. Te, utarte już nieco motto, najlepiej oddaje przeszłość jednego z najlepszych graczy na pozycji rzucającego obrońcy w Europie. Sani Becirović, bo o nim mowa, urodził się w maleńkim, liczącym zaledwie 6 tysięcy ludzi, miasteczku, lecz dzięki swojej charyzmie, talencie i ciężkiej pracy w ciągu zaledwie kilku lat osiągnął to, o czym inni marzą przez całą karierę.
Obecnie zawodnik Lottomatiki Rzym, swoją karierę zaczynał jako junior w zespole z rodzinnego miasta, lecz mając zaledwie 16 lat został zauważony przez skautów Pivovarny Lasko. Niedoświadczony żółtodziób niemalże z marszu stał się najlepszym graczem ekipy, mimo obecności w drużynie starszych kolegów m.in. Gorana Juraka, Gregora Hafnara, Ales Kunca czy przede wszystkim Miljana Goljovicia. Mając tylko 17 lat, w meczu przeciwko stołecznej Olimpiji, Becirović zaaplikował rywalowi aż 31 punktów. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że to właśnie po tamtym spotkaniu działacze słoweńskiego hegemona postanowili, że mierzący 196 cm zawodnik musi grać w ich klubie.
W Olimpiji koszykarz spędził dwa, bardzo udane lata. Szybko został graczem pierwszej piątki, a w drugim sezonie był nawet najlepszym strzelcem swojego klubu w rozgrywkach euroligowych ze średnią 20,7 punktu na mecz! Dobre występy otworzyły mu drzwi z napisem "reprezentacja Słowenii", a wszechstronne osiągnięcia (notował jeszcze 3,9 asysty i 3,7 zbiórki) sprawiły, że w roku 2000 upomniała się po niego liga NBA. Sam zawodnik zrezygnował jednak z prawa do udziału w drafcie, gdyż zależało mu na zbieraniu doświadczenia w Europie. Zbieraniu doświadczenia oraz gromadzeniu trofeów…
Pragnienie Słoweniec ziściło się bardzo szybko. Najpierw w roku 2002 wygrał Puchar Włoch oraz zdobył srebrny medal Euroligi z drużyną Kinderu Bolonia, trzy lata później wraz z ekipą Metisu Varese zgarnął Superpuchar Włoch, zaś sezon 2005/2006 zakończył ze srebrnym medalem LEGA 1 na szyi. W tym czasie gracza, z numerem 43., wybrała w drafcie drużyna Denver Nuggets, choć sam Becirović nigdy nie zdecydował się zagrać dla "Baryłek". Jak się okazało - była to trafna decyzja, gdyż to, co najlepsze w jego karierze, miało dopiero nadejść. Świetne występy na Półwyspie Apenińskim stały się bowiem przepustką do wielkiego Panathinaikosu Ateny - aktualnego mistrza Grecji i ćwierćfinalisty Euroligi. Przyjście Słoweńca do ateńskiego zespołu otworzyło trenerowi Żeljko Obradoviciowi wiele nowych rozwiązań w ofensywie, co przyniosło efekt w postaci potrójnej korony! Panathinaikos zdominował ligę krajową, Puchar Grecji oraz rozgrywki euroligowe, pokonując w finale moskiewskie CSKA. Pod względem indywidualnym zawodnik również mógł być zadowolony, gdyż jego średnia ze wszystkich spotkań pamiętnego sezonu wyniosła 10,9 punktu.
PRZEDSTAWIENIE:
1. Nazywam się… Sani Becirović. Niestety nie znam żadnej historyjki związanej z moim imieniem. Wiem, że propozycję tą przeforsowała moja mama, bo mój tata chyba miał inna koncepcję (śmiech). Ale ogólnie cieszę się, że dali mi tak na imię bo mi się podoba bardzo.
2. Urodziłem się… w miejscowości o nazwie Maribor, 19 maja 1981 roku. Moim prawdziwym domem jest jednak Slovenska Bistrica, która leży piętnaście kilometrów od Mariboru. To miejsce jest w moim sercu i nie chciałbym zamienić go na żadne inne. Nawet po kilku latach gry w różnych miastach, większych, mniejszych, ładniejszych, mniej ładnych, stwierdzam, że Slovenska Bistrica ma tą jedyną, niepowtarzalną atmosferę. Po zakończeniu kariery z pewnością wrócę tam, by mieszkać z moją żoną i dziećmi.
3. Kiedy byłem dzieckiem zawsze… marzyłem o tym, że pewnego dnia będę grał zawodowo w koszykówkę. Nigdy jednak nie myślałem, że uda mi się załapać do składów takich drużyn jak Panathinaikos Ateny, Kinder Bolonia czy chociażby obecna Lottomatica Rzym.
4. Teraz, kiedy jestem starszy… właśnie spełniam największe marzenia swojego życia, lecz wszystko traktuję z przymrużeniem oka. Chwile są ulotne i trzeba umieć się nimi odpowiednio nacieszyć.
5. Kiedy byłem dzieckiem moim koszykarskim idolem był... Drażen Petrović. On był człowiekiem, który całe swoje życie poświęcił koszykówce. Ciężko pracował na sukces, co w połączeniu z miłością, którą obdarzył ten sport, dało mieszankę wybuchową. Jego odejście to wielka strata dla wszystkich.
POCZĄTKI:
1. W koszykówkę zacząłem grać… w klubie KK Slovenska Bistrica w wieku 7 lat. Uczęszczałem wtedy na zajęcia pozalekcyjne w szkolnym zespole. Tam uczyłem się podstaw koszykówki. Mając 8 lat byłem już tak zafascynowany tym sportem, że trenowałem dwa razy więcej od moich rówieśników.
2. Wybrałem koszykówkę, ponieważ… w roku 1989 obejrzałem Mistrzostwa Europy rozgrywane w Jugosławii, kiedy w reprezentacji tego kraju błyszczał jeden zawodnik - Drażen Petrović. Był niekwestionowanym liderem, choć obok niego grały przecież inne sławy jak Toni Kukoć, Vlade Divać czy Dino Radja. Jego postawa w tamtym turnieju była dla mnie inspiracją i motywacją do dalszej pracy.
3. Trenerem, który wpłynął na mnie w największym stopniu był... mój ojciec. To on wskazywał mi jak mam grać, dawał podstawowe rady i zdradzał pierwsze tajniki basketu. Dzięki jego ogromnemu poświęceniu już na samym starcie wiedziałem więcej, niż moi rówieśnicy ze Slovenskej Bistricy.
4. Kiedy byłem młodszy nigdy nie chciałem przerwać przygody z koszykówką, bo... tak, jak już wspominałem, popisy Drażena Petrovicia tak naładowały moje akumulatory, że nie dało się mnie zatrzymać. Do tej pory mam w pamięci tamte mecze tego gracza. Poza tym, ja uwielbiam to, co robię (śmiech).
5. Będąc młodym graczem zawsze marzyłem, że pewnego dnia będę grał w... Los Angeles Lakers. Jestem wielki fanem "Jeziorowców" i Magica Johnsona. Amerykanin to mój drugi idol obok Petrovicia. Był fenomenalnym koszykarzem, który idealnie potrafił odnaleźć się w każdej sytuacji na parkiecie. Swoją drogą, w ostatnich finałach NBA przeżywałem prawdziwe katusze, kiedy moi Lakers przegrali serię z Boston Celtics...
DOŚWIADCZENIE:
1. Najlepszy mecz mojej kariery miał miejsce… kiedy miałem zaledwie 17 lat, w roku 1998. Broniłem wówczas barw Pivovarny Lasko i graliśmy przeciwko potentatowi ligi słoweńskiej - Olimpiji Lublana. Rzuciłem 31 punktów, choć wokół mnie występowało przecież wielu bardziej doświadczonych graczy. Nie wiem czy był to mój najlepszy mecz, ale z pewnością ten, który najbardziej utkwił mi w pamięci. Chyba właśnie ze względu na młody wiek.
2. Najgorszy mecz mojego życia miał miejsce… na szczęście nie rozpamiętuję porażek, bo to nie prowadzi do niczego do dobrego. Na pewno jednak było kilka, może kilkanaście spotkań, w których zagrałem wręcz tragicznie. Ważne by wyciągnąć po nich wnioski, a nie je zapamiętywać.
3. Największy sukces mojego życia to… potrójna korona zdobyta z Panathinaikosem Ateny. To był sezon 2006/2007, a ja dopiero wchodziłem do drużyny "Wszechateńskich Koniczynek". Choć różnie bywało na początku rozgrywek, finisz mieliśmy znakomity - wygrana w lidze, wygrana w Pucharze Grecji i na dodatek zwyciężyliśmy w Eurolidze pokonując CSKA Moskwę 93:91.
4. Największa porażka mojego życia to… to trochę ironiczne, ale też wiąże się z Panathinaikosem, tyle że wtedy nie byłem graczem tego klubu, a byłem zawodnikiem Kindzeru Bolonia. Miałem wówczas jakieś 20-21 lat. Graliśmy w finale przeciwko Panathinaikosowi. Ostatecznie przegraliśmy 83:89, a ja nawet przez chwilę nie myślałem wtedy, że kiedykolwiek będę grał dla greckiego zespołu.
5. Najlepszy klub, w którym miałem okazję grać to… nie da się wymienić tylko jednego. Pamiętam, że jako gracz Bistricy, chciałem się wypromować, by dostać się do lepszego zespołu. Tak trafiłem do Pivovarny. Stąd następnym przystankiem była najlepsza ekipa w Słowenii - Olimpija. Kiedy mi się udało, chciałem podbić Europę itd. Teraz, kiedy patrzę wstecz, widzę, że moja kariera naprawdę pięknie się rozwijała i jestem bardzo dumny z tego, że zakładałem koszulki Climamio, Panathinaikosu czy teraz Lottomatiki.
PRZYSZŁOŚĆ:
1. Obecnie mam… 27 lat i zamierzam grać jeszcze przez okrągłe 10 lat. Karierę skończę dopiero w wieku 37 lat, co jak na gracza obwodowego jest nie lada wyzwaniem. Ale bardzo chciałbym sprostać temu zadaniu.
2. Po zakończeniu kariery koszykarskiej zamierzam… na pewno zostać przy koszykówce. To jest więcej niż pewne, bo nie wyobrażam sobie życia bez tego sportu. Temu poświęciłem kilkanaście lat i nie mógłbym tak po prostu odejść i przestać się tym zajmować. Myślę, że dobrze sprawdziłbym się jako trener… Kto wie…
3. Mamy rok 2018. Widzę siebie… łowiącego ryby na mojej wielkiej, prywatnej łodzi (śmiech)! Wędkarstwo to moje wielkie hobby, choć w trakcie sezonu nie mam za bardzo na to czasu. Także odbiję sobie na pewno po zakończeniu kariery!
4. Marzę, że pewnego dnia… złowię największego tuńczyka na świecie (śmiech)! Już nawet wiem, gdzie trzeba łowić te tuńczyki, ale nie powiem gdzie, bo zaraz wszyscy wędkarze świata zjadą się i już żadnego tuńczyka tam nie będzie (śmiech).
5. Mając 60 lat będę żałował jedynie, że… nie mam pojęcia. Nie lubię gdybać, więc nie mam pojęcia, czego mógłbym żałować mając 60 lat. Choć mówi się, że czas płynie naprawdę szybko, dla mnie to bardzo odległe lata… Żyję teraźniejszością i nie zastanawiam się nad przyszłością.
W następnym odcinku: Andrea Pecile - Cajasol Sewilla