Piotr Ignatowicz: Mamy swój plan

Koszykarze PGE Turowa Zgorzelec pokonując BM Slam Stal Ostrów Wielkopolski wykonali kolejny, mały krok w kierunku rundy play-off. - Genialnie wykonaliśmy część naszego planu - przyznawał trener czarno-zielonych.

Aktualni wicemistrzowie Polski chcąc nadal realnie myśleć o awansie do rundy play-off nie mogli w żadnym wypadku pozwolić sobie na porażkę w spotkaniu z BM Slam Stalą Ostrów Wielkopolski. Zgorzelczanie z bilansem dziewięciu zwycięstw i jedenastu porażek zajmują 11. miejsce w ligowej tabeli. Różnica pomiędzy czarno-zielonymi, a wyżej usytuowanymi zespołami jest jednak minimalna. W zaciętej rywalizacji o czołową ósemką liczyć się więc będzie każdy kolejny triumf.

- Mamy swój plan z którym chcemy się zmierzyć. Chciałbym pogratulować moim zawodnikom, że genialnie wykonali jego część. To zwycięstwo było nam bardzo potrzebne - przyznawał po końcowym gwizdku trener Piotr Ignatowicz.

41-letni szkoleniowiec mógł być zadowolony z postawy swoich podopiecznych. Ci, prowadzeni głównie przez Daniela Dillona, osiągnęli po 24 minutach rywalizacji 17-punktowe prowadzenie.

- Stal nie jest łatwa do zatrzymania, co pokazuje zresztą ich bilans Drużyny, które niekiedy ich zlekceważą, mogą się słono przekonać na własnej skórze, że nie jest to wcale słaby zespół - kontynuował po końcowym gwizdku szkoleniowiec czarno-zielonych.

Trener Piotr Ignatowicz nawiązał do tego, co wydarzyło się później na parkiecie. Gospodarze pomimo tak wysokiej przewagi nie mogli być bowiem jeszcze pewni swojego zwycięstwa. Trafienia Marcina Sroki, Curtisa Millage’a oraz Deshawna Delenaya sprawiły, że ostrowianie zmniejszyli swoje straty do zaledwie trzech "oczek" na sześć minut przed końcem pojedynku. Ostateczne słowo należało jednak do PGE Turowa.   

- Nie jest łatwo rywalizować z drużyną z Ostrowa Wielkopolskiego ponieważ grają oni trochę kombinacyjną obronę. Najpierw bronią "każdy swego", a później przechodzą do strefy lub na odwrót. Ponadto mają w swoich szeregach Curtisa Millage’a, który jest jedną z najbardziej wyróżniających się postaci tej ligi. Amerykanin pomimo swojego wieku (34 lata - przyp. red) wciąż gra świetnie - chwalił rywali Ignatowicz.

Aktualni wicemistrzowie Polski nadal musieli radzić sobie w tym spotkaniu bez wsparcia Filipa Dylewicza. Choć 36-latek czuje się już zdecydowanie lepiej, to nadal odczuwa skutki niedawno odniesionego urazu stawu skokowego.

- I właśnie z tego powodu to zwycięstwo jest dla nas tym bardziej cenne. Cieszę się jednak, że mogliśmy dać Filipowi trochę więcej czasu na odpoczynek i regenerację - dodawał trener zespołu z przygranicznego miasta.

Komentarze (0)