Odrodzenie i wielki powrót Sokoła! GKS Tychy nie zdobył twierdzy Łańcut

Najciekawsze spotkanie kolejki nie zawiodło. Sokół przegrywał już 16 punktami, ale w świetnym stylu wrócił do gry i pokonał GKS Tychy 73:67. Gospodarze w tym sezonie wciąż są niepokonani przed własną publicznością.

Spotkanie w Łańcucie było hitem 24. kolejki gier na zapleczu ekstraklasy. Już przed sezonem sporo mówiło się o tym, że GKS Tychy i ekipa Dariusza Kaszowskiego będą liczyć się w walce o czołowe miejsca. Emocji nie brakło w pierwszej rundzie, gdy łańcucianie pokonali tyszan 71:68.

Gospodarze musieli wygrać, by zachować jeszcze szansę na pierwszą lokatę przed play-off. GKS walczy z kolei o podium i wygrana na trudnym terenie mogłaby znacznie przybliżyć gości do tego celu.

Pierwsza kwarta pokazała, że spotkanie powinno być wyrównane. Dopiero po dobrym fragmencie pod koniec premierowej odsłony goście objęli prowadzenie 21:13. Duża w tym zasługa dobrze dysponowanego w tym fragmencie Tomasza Bzdyry. Max Elektro Sokół Łańcut podobnie jak w Katowicach źle wszedł w mecz i znów musiał gonić.

Solidnie prezentowali się byli gracze klubu z Łańcuta - Piotr Hałas i Karol Szpyrka. Mimo iż w składzie Sokoła znów znaleźli się Jerzy Koszuta i Jacek Balawender, to koszykarze z Tychów nic sobie z tego nie robili. Ich przewaga rosła z każdą minuta, a wszystko za sprawą znakomicie dysponowanego Wojciecha Barycza. Były podkoszowy tarnobrzeskiej Siarki tylko do przerwy rzucił 19 oczek, co przełożyło się na prowadzenie jego zespołu aż 37:21!

Końcówka pierwszej połowy to przebudzenie Sokoła, który równie szybko potrafił odrobić część strat. Bardzo dobra postawa Koszuty i przede wszystkim poprawa defensywa pozwoliła łańcucianom zanotować run 10-0 i wrócić do gry. Na półmetku bliżej wygranej byli goście, ale wynik wciąż pozostawał sprawą otwartą.

Walki nie brakowało, a zespołom zdobywanie punktów przychodziło z coraz większym trudem. Dość powiedzieć, że w ciągu siedmiu minut na przełomie drugiej i trzeciej kwarty GKS zdobył ledwie sześć oczek. Sokół mozolnie, krok po kroku zbliżał się do gości, by po rzucie Marcina Pławuckiego, trójce Bartosza Czerwonki i punkcie Macieja Klimy wreszcie wyjść na prowadzenie - 45:44. Przed decydującą odsłoną rolę się odwróciły, ale wciąż nic nie było przesądzone.

Ostatnie 10 minut to wojna nerwów. Cały czas krok przed rywalem byli jednak gospodarze, ale o wygraną musieli walczyć do ostatnich sekund. Goście do końca starali się wywierać presję, ale ostatecznie nie zdołali przełamać oporu faworyzowanych koszykarzy Sokoła i przegrali 67:73.

O tym, ze spotkanie na Podkarpaciu było szalone można się przekonać analizując statystyki. Sokół wygrał, mimo iż zaliczył zaledwie pięć asyst! Goście zanotowali ich 16, ale popełnili przy tym aż 22 straty. Nie bez znaczenia była walka o zbiórki, Sokół wygrał ją 40:34.

Sokół Łańcut - GKS Tychy 73:67 (15:21, 18:21, 23:11,17:14)
Sokół:

Pławucki 18, Koszuta 15, Pisarczyk 12, Klima 9, Czerwonka 9, Kulikowski 6, Wrona 2, Jakóbczyk 2, Fortuna 0.
GKS:

Barycz 24, Bzdyra 12, Deja 10, Basiński 7, Hałas 6, Szpyrka 2, Markowicz 2, Piechowicz 2, Dziemba 2.

Źródło artykułu: