W niedzielny wieczór Kobe Bryant po raz ostatni w swojej karierze zagrał przeciwko Golden State Warriors. I choć nie był pierwszoplanową postacią tej rywalizacji, Los Angeles Lakers zupełnie niespodziewanie pokonali przed własną publicznością obrońców tytułu. Weteranowi ciągle dokucza jednak kontuzjowane niegdyś ramię, wobec czego opuścił trzy z ostatnich pięciu rozegranych spotkań, a w meczu z Wojownikami również ograniczał swoje minuty.
Niemniej 37-latkowi pozostało już tylko 18 meczów do końca kariery. Lakers wygrywając nad Warriors wciąż zachowali sobie matematyczne szanse na play-offy, ale oczywiście to tylko teoria, bo ekipa z Miasta Aniołów musiałaby zacząć wygrywać we wszystkich kolejnych pojedynkach. Przed Bryantem ostatnia prosta, zanim po 20. sezonach odwiesi buty na kołek. Czy zdoła jednak zagrać w każdym z pozostałych spotkań?
- Nie wiem. Mam nadzieje, że wezmę udział w każdym z nich. To trochę życzeniowe myślenie, ale taką mam nadzieje - przyznał po niedzielnym starciu z GSW. Nie krył również, że ciągle odczuwa ból w ramieniu. - Po ostatnim meczu jechałem samochodem, chciałem włączyć radio i nie mogłem ruszyć ręką. To nie jest dobra rzecz.
Kobe w swoim ostatnim sezonie na parkietach NBA notuje średnio 16,7 punktu, 4,1 zbiórki oraz 3,2 asysty, rzucając przy tym na skuteczności 35 proc. z gry - najgorzej w całej karierze.