W niedzielę, podobnie jak i w piątek, Polfarmexowi niewiele zabrakło do tego, aby pokonać Rosę. Nic więc dziwnego, że rozczarowania z wyniku nie krył Michał Gabiński. - Na wstępie musimy sobie jedno wyjaśnić - my nie przyjechaliśmy tutaj, żeby ładnie się zaprezentować i żeby powalczyć, tylko przyjechaliśmy tutaj wygrać. Jako drużyna jesteśmy więc wściekli i mamy na co, bo nie zasłużyliśmy na to, aby zakończyć ten sezon już w następnym meczu. Z takim nastawieniem wracamy do siebie - powiedział na konferencji prasowej po drugim spotkaniu.
Na nic zdał się więc dobry występ 29-latka. Przez ponad 28 minut spędzonych na parkiecie zdobył on 16 punktów i miał osiem zbiórek. Zanotował skuteczność 5/7 z gry, w tym 3/4 z dystansu.
Podzielił opinie szkoleniowców obu drużyn, Jarosława Krysiewicza i Wojciecha Kamińskiego, że wpływ na końcowy rezultat miały ostatnie fragmenty. - Jeśli chodzi o ten mecz, to zadecydowały dwie-trzy akcje. Po "trójce" Thomasa nie byliśmy w stanie odpowiedzieć. Później "Zyzio" [Jarosław Zyskowski-przyp. P.D.] grał jeden na jeden, piłka wyleciała w aut, nie wiem, czy był wtedy faul, czy nie. To była kluczowa akcja, to jest play-off, decyduje jedno posiadanie piłki - zaznaczył Gabiński.
ZOBACZ WIDEO 4-4-2: race na boisku podczas PP. "Lech powinien przysłać Malarzowi wagon whisky" (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Skrzydłowy zwrócił uwagę na słabą skuteczność swojej ekipy w rzutach z dystansu. - Jeśli chodzi o statystyki, mieliśmy tylko 21 procent za trzy punkty, co jak na nas jest słabym wynikiem, bo mając Michaela [Frasera-przyp. P.D.] pod koszem, staramy się grać do niego, a następnie na zewnątrz - nie ukrywał.
Już w środę o godz. 20 rozpocznie się trzeci pojedynek w parze Polfarmex - Rosa. Jeśli kutnianie myślą o przedłużeniu serii, muszą wygrać. - Sprawa awansu jest nadal otwarta, aczkolwiek Rosa jest dwa kroki bliżej - przyznał Gabiński.