Czesław Radwański: To było 14 wspaniałych sezonów

Czesław Radwański nie był pierwszoplanową postacią w ekipie Zetkamy Doral Nysy Kłodzko w mijającym sezonie, ale w ciągu całej kariery był ostoją tego klubu. Teraz postanawia zawiesić buty na kołku, ale - jak sam mówi - nie rozstaje się z koszykówką.

Dawid Siemieniecki
Dawid Siemieniecki
Materiały prasowe / Fot. Krzysztof Wnęk

WP SportoweFakty: Legenda kłodzkiej koszykówki - Czesław Radwański. Przesada czy nie?

Czesław Radwański: Szczerze? Nie mi to oceniać, ale z tego, co wiem, tak niektórzy twierdzą, co dla mnie jest bardzo miłą sprawą. 14 sezonów to mało i dużo, ale wydarzyło się sporo "rzeczy" w tym czasie i uważam, że można z nich czerpać dużo pozytywów i satysfakcji.

Od początku, dlaczego koszykówka?

- Na początku była piłka nożna - także w sekcji naszego klubu. Bardzo miło wspominam ten czas, gdyż mój trener zabierał mnie na mecze z grupą starszą, bo widział we mnie potencjał w tej dyscyplinie. Jednak nastały czasy, gdy koszykówka ukazała się w TVP i gdy ujrzałem wtedy, co ci panowie wyprawiają z piłką, od razu zakochałem się w tym sporcie, a moim idolem do dzisiaj pozostał Michael Jordan.

A kim na parkiecie był Czesław Radwański?

- W najlepszych latach gry na pewno "strzelcem". Tak też mnie określił najlepszy trener, z jakim okazje miałem pracować, a mianowicie Jarosław Krysiewicz. Widział we mnie talent rzutowy, szło za tym zaufanie i przekładało się to też na moje indywidualne osiągnięcia. Na początku, jeszcze w czasie gdy występowaliśmy w 3 lidze, grałem na pozycji rozgrywającego - oczywiście z możliwościami zdobywania punktów z dystansu i nie tylko. Pod koniec przygody z drugą ligą występowałem nawet na pozycji nr 4, gdzie miałem za zadanie wyciągać graczy wysokich dalej od kosza i bazować na swoim rzucie trzypunktowym. Starałem się być ostoją tej drużyny, jako kapitan - od początku do końca.

ZOBACZ WIDEO Rio 2016: skażona woda - największy problem organizatorów? (źródło TVP)

Dlaczego uważa pan akurat Jarosława Krysiewicza za najlepszego trenera, z którym pracował w trakcie swojej kariery?

- Wprawdzie to był niecały sezon, bo po tym jak trenował nas, następny sezon spędził już w ekstraklasowym zespole kobiecym, a mianowicie w Lesznie. Dlaczego? Jego podejście do szczegółów i wyjaśnianie poszczególnych rzeczy było bardzo dokładne i nam jako zawodnikom bardzo przydatne. Myślę że trener Czerniak jest bardzo podobny w tym względzie i też potrafił nam wiele przekazać. Poza tym prowadzenie zespołu w czasie meczu było po prostu mistrzowskie – myślę, że to właśnie to najbardziej utkwiło mi w pamięci, a to chyba najważniejsza część pracy trenera, czyli prowadzenie zespołu podczas spotkania.

Jakie to było kilkanaście lat w barwach kłodzkiej ekipy?

- To było 14 wspaniałych sezonów, pełnych nieoczekiwanych sytuacji, nauki i rozwoju pod okiem wielu trenerów. Doświadczenie, jakie zebrałem przez te sezony, mam nadzieję zaprocentuje w mojej pracy trenerskiej z młodzieżą.

Zapewne dłuższy czas chciał pan występować w I lidze, ale wasze losy szczebel niższej były różne. Czy rok temu, przed barażami, były myśli: teraz albo nigdy?

- Moim marzeniem było, gdy zakładałem 3 ligę, aby wystąpić na parkietach drugoligowych. Nigdy w życiu nie myślałem o tym, że w Kłodzku będziemy mieć zespół na zapleczu TBL i to jeszcze grającym w play-offach. To wszystko brzmi jak z bajki, ale jest prawdziwe i jest czymś wyjątkowym dla mnie na zakończenie przygody z basketem.

W klubowym cyklu pojawiającym się na youtubie "Osobisty z..." powiedział pan, a było to we wrześniu, że cel na nowy sezon, to pozostać w I lidze, a zagraliście w play-offach. Należy się dla was wielki szacunek.

- Tak, pamiętam. To był ciężki dla nas okres, kiedy nagrywany był ten cykl programu "Osobisty z...", ponieważ nie mieliśmy swojej hali do dyspozycji. Trenowaliśmy w ciężkich warunkach w miejscowości Szczytna (około 18 km od Kłodzka), gdzie dojazd chłopaków z Wrocławia jeszcze bardziej się wydłużył. To wszystko nie wyglądało obiecująco i ze sporym respektem podchodziliśmy do tej ligi, bo jak można podejść inaczej, kiedy 90 proc. drużyny nigdy nie zasmakowała parkietów pierwszoligowych. Jednak widać, że obawy i całą resztę można teraz włożyć między bajki i cieszyć się z tego, że graliśmy w fazie play-off 1 ligi!
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×