Kamil Łączyński: Gorące głowy trzeba studzić

Po drugim meczu z Rosą Radom rozgrywający Anwilu Włocławek nie chciał wdawać się w wojnę psychologiczną pomiędzy zawodnikami obu drużyn. Tonował emocje i apelował o sportową atmosferę podczas dalszych spotkań w półfinałowej parze TBL.

Piotr Dobrowolski
Piotr Dobrowolski

Po czwartkowym zwycięstwie 64:58, w drugim meczu półfinałowym Tauron Basket Ligi Anwil uległ Rosie 65:82. Sobotnie starcie dostarczyło wielu emocji. - Na pewno było to trudne spotkanie dla jednej i drugiej drużyny. W czwartej kwarcie Rosa "odskoczyła", bo trafiła "trójki", które miała otwarte, i myślę, że ta nasza fizyczna walka przez trzy kwarty troszkę poszła na marne - podkreślił Kamil Łączyński.

Po trzydziestu minutach gospodarze prowadzili bowiem 50:48. W ostatniej odsłonie goście dali im jednak zdobyć aż 32 punkty, a sami rzucili ich 17. - Wszystko, co zrobiliśmy przez pierwsze trzy części, w czwartej zepsuliśmy. Mamy dużo do poprawy, teraz mamy dwa mecze u siebie i zrobimy wszystko, aby je wygrać - zapewnił rozgrywający.

Jeszcze w poprzednim sezonie 27-latek reprezentował barwy radomskiego klubu. Potem przeniósł się do Kutna, by od początku bieżących rozgrywek przeprowadzić się do Włocławka. Jak grało mu się w hali Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji? - Bardzo przyjemnie było tu wrócić, szczególnie po pierwszym meczu, który wygraliśmy. Na pewno fajnie było mi tu grać, jest to specyficzna hala - odpowiedział.

ZOBACZ WIDEO Historia igrzysk - Los Angeles 1932 (źródło TVP)

- Myślałem, że zaaklimatyzuję się tutaj szybciej niż reszta chłopaków, ale trudno czasami było znaleźć mi skuteczność, której wszyscy i ja od siebie oczekuję. Mam nadzieję, że w następnych spotkaniach pomogę kolegom w jeszcze większym wymiarze - zaznaczył Łączyński.

W obu pojedynkach były zawodnik Rosy spędził na parkiecie w sumie 46 minut. W tym czasie zdobył trzy punkty. Miał łącznie sześć zbiórek, siedem asyst i dwa przechwyty.
Łączyński gra obecnie przeciwko swojemu byłemu klubowi Łączyński gra obecnie przeciwko swojemu byłemu klubowi
W sobotni wieczór mocno iskrzyło między zawodnikami obu ekip. Kilku aktorów widowiska nazwało tę rywalizację "koszykarską wojną". Rozgrywający starał się jednak tonować emocje. - Wojnę zostawmy żołnierzom. Niech to wszystko toczy się w sportowej atmosferze. Wiadomo, że są emocje, jest walka, więc będzie iskrzyło między drużynami, ale musimy się zachowywać jak ludzie i pamiętać, że musimy się szanować - skomentował.

- Gorące głowy trzeba studzić, ale wszystko powinno być na odpowiednim pułapie i z odpowiednim myśleniem, żeby nie było tak, że ktoś będzie kontuzjowany i będzie miał problemy w przyszłości - zakończył.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×