Sokół zakończy sezon na dziesiątym miejscu, które gwarantuje spokojne utrzymanie bez konieczności rozgrywania meczów w rundzie play-out. To jest już pewne, dlatego też ostatni mecz łańcucian przeciwko ŁKS-owi Łódź dla teamu trenera Kaszowskiego nie będzie miał już większego znaczenia. Tym samym podkarpacka ekipa, obok zespołu, który zajmie dziewiątą pozycję, spośród wszystkich szesnastu pierwszoligowców, najszybciej zakończy tegoroczne rozgrywki.
- Jest pewien niedosyt. Przed sezonem zakładałem, że 17 zwycięstw da play-off. To się sprawdziło, tyle, że my wygraliśmy 14 meczów. Zbudowaliśmy nowy zespół na miarę możliwości. Zagrałem va-banque, tylko kilku nowych zawodników miało I-ligowe doświadczenie. Mieliśmy jedną z najmłodszych drużyn. Plamy nie daliśmy - mówi na łamach Nowin Dariusz Kaszowski, szkoleniowiec Sokoła.
W skali całego sezonu liderem łańcuckiej ekipy był Tomasz Pisarczyk, dla którego był to pierwszy rok występów w Sokole. Wcześniej mierzący 204 cm zawodnik grał w Polonii Warszawa, ale w barwach tego zespołu na parkiecie pokazywał się bardzo rzadko. - Lubię szukać ludzi w niższych ligach, albo jak w przypadku Tomka na ławce w ekstraklasie. W Polonii Warszawa 5 lat grzał ławę, a u nas pokazał możliwości. Jeśli znowu nie zamarzy mu się ekstraklasa, za rok-dwa będzie na nią gotowy - kontynuuje trener łańcucian.
W obecnym sezonie drużynie z Łańcuta brakowało solidnego rozgrywającego. Co prawda przed rozgrywkami zespół wzmocnił Michał Kułyk, ale gracz ten nie sprawdził się tak dobrze, jak w zeszłym sezonie Łukasz Pacocha, czy Bartosz Krupa. - Fakt, brakowało armat w ataku, ale to w części wypływa z braku rozgrywającego. Nie ma się co oszukiwać, organizacja gry kulała, a wtedy słabiej wypadają gracze podkoszowi. W 5-6 meczach zdobyliśmy poniżej 60 punktów. To dowód słabości. Na plus zaliczyłbym obronę - kończy.