Mecz szóstej kolejki Polskiej Ligi Koszykówki, rozegrany w hali MOSiR w Radomiu, był bardzo wyrównany. Ostatecznie Rosa pokonała King Szczecin 82:79, choć w decydujących fragmentach goście mogli przynajmniej doprowadzić do dogrywki. Taylor Brown chybił jednak rzut z dystansu w ostatniej sekundzie spotkania.
- To był bardzo trudny, fizyczny mecz, pełny twardej walki. Zniwelowaliśmy straty niemalże do zera w czwartej kwarcie - przypomniał Amerykanin. Na początku ostatniej odsłony podopieczni Marka Łukomskiego przegrywali bowiem 60:62.
- Kilka razy rywale starali się nam "odjechać", ale szybko się do nich zbliżaliśmy. Dla mnie niezrozumiałe jest jednak to, że nie zrobiliśmy ostatniego kroku i nie wywieźliśmy zwycięstwa z Radomia - zaznaczył silny skrzydłowy. Na nic zdało się więc zdobyte przez niego double-double. W ciągu ponad 24 minut spędzonych na boisku zapisał na swoim koncie 14 punktów (skuteczność 5/14 z gry, w tym 1/6 "za trzy") oraz 10 zbiórek.
27-latek zgodził się ze stwierdzeniem, że zgromadzeni na trybunach kibice mieli co oglądać. - Tempo było bardzo wysokie, nie brakowało szybkich akcji od kosza do kosza, piłka błyskawicznie krążyła między zawodnikami. Fajnie się grało. Szkoda tylko, że nie wygraliśmy - powiedział ze smutkiem.
Sobotnim występem Brown potwierdził, że jest jedną z czołowych postaci swojego zespołu. - Czuję się świetnie. Każdego dnia jestem coraz lepszy, doskonalę swoje umiejętności - podkreślił.
- Wiemy, nad czym mamy pracować. Musimy ograniczyć liczbę strat, szanować piłkę i wypracowywać sobie więcej czystych pozycji, z których łatwiej będzie trafiać naszym strzelcom. Poza tym, atmosfera wewnątrz drużyny jest doskonała. Jesteśmy przecież w czołówce tabeli - zakończył.
Po meczu z Rosą King znajduje się na szóstej pozycji z 11 punktami i bilansem 4-3.
ZOBACZ WIDEO XXVIII Goleniowska Mila Niepodległości (reportaż) (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}