Dokąd zmierza kaliska koszykówka?

A miało być tak pięknie. Przedsezonowe obietnice, transfery i cała otoczka wokół kaliskiej koszykówki wskazywały na to, że po kilku sezonach koszykówka może dorównać popularności siatkówki w najstarszym mieście w Polsce. Nic mylnego. Jeszcze przed końcem sezonu kaliski AZS ma kłopoty, które mogą ponownie zepchnąć go do drugiej ligi.

W tym artykule dowiesz się o:

Dzika karta - przerost ambicji nad możliwościami?

Artykuł zacznijmy od początku kaliskiej koszykówki. Klub AZS Kalisz funkcjonować zaczął w 2006 roku, więc jest bardzo młodym zespołem. Debiutancki sezon w trzeciej lidze nie wypadł zbyt okazale. Drużyna złożona z kaliskich zawodników z najstarszego miasta zajęła jedno z ostatnich miejsc i długo musiała czekać na pierwsze historyczne zwycięstwo. W końcu jednak udało się, ale o wysokich celach nie było mowy. Wtedy to po raz pierwszy działacze klubu z miasta nad Prosną wpadli na pomysł wykupienia "dzikiej karty", czyli przepustki do gry w wyższej lidze. Rok gry w drugiej lidze, jak na beniaminka, wypadł bardzo dobrze. Prowadzący zespół od zawsze Marek Białoskórski skompletował ciekawy skład, który zdołał wywalczyć siódmą pozycję, do niemalże ostatnich kolejek bijąc się o awans do najlepszej czwórki sezonu zasadniczego. Po zakończeniu rozgrywek przed władzami klubu ponownie pojawiła się szansa na awans na zaplecze ekstraklasy za pomocą pieniędzy, która ponownie została wykorzystana.

I tak w Kaliszu, młody zespół Akademików przystąpił do historycznego, bo pierwszego, sezonu na pierwszoligowych parkietach. Przed nim jednak odbyła się uroczysta prezentacja zespołu, co w najstarszym mieście w Polsce było nowością. Nawet mistrzowski zespół siatkarek nie zorganizował takiej uroczystości, ale zdarzały się imprezy podsumowujące dokonania całego roku, ale tylko po zdobyciu mistrzowskiej korony. Przedstawienie zawodników nie było może jakąś wielką uroczystością, ale należy docenić kaliskich działaczy za to, że zorganizowali tego typu imprezę dla swoich kibiców. Podczas niej każdy z przybyłych sympatyków kaliskiego basketu miał okazję zadać pytanie ludziom tworzącym klub. Nie zabrakło pytań o cele na nadchodzący sezon. - Nie stawiamy przed zespołem wymagań. Chcemy wygrać wszystkie mecze przed własną publicznością. Jako beniaminek sukcesem będzie awans od fazy play-off - twierdził przed sezonem szkoleniowiec kaliskiej ekipy. Nie zabrakło także wątku finansowego. I tu jeden z działaczy pochwalił się milionowym budżetem.

Teraz, z perspektywy czasu można rozważać, czy to stwierdzenie było poparte faktami, czy tylko były to puste słowa powiedziane by pobudzić wyobraźnię i zachęcić do oglądanie spotkań rozgrywanych w Kaliszu. Kłopoty finansowe kaliskiego AZS ujawniły się przed świętami Bożego Narodzenie, kiedy to za porozumieniem ze Stalą Stalowa Wola, mecz w Wielkopolsce został odwołany. Miało to dać klubowi czas na "wyjście na prostą organizacyjno-finansową, aby kontynuować walkę o punkty w rundzie rewanżowej" jak komentowane było to na oficjalnej stronie zespołu. Z tego też powodu ekipę opuścili Jarosław Kalinowski oraz Jakub Dryjański. Pierwszy powrócił do swojego macierzystego Zastalu Zielona Góra, natomiast wysoki center wybrał grę na poziomie trzeciej ligi, gdzie rywalizuje UKKS Leszno.

Na sportowo też nie jest różowo

Po nie najlepszej sytuacji kaliszan w kwestiach organizacyjnych kolejnym problemem była dyspozycja na parkiecie, chodź początek sezonu nie wskazywał na to, że w Kaliszu może dojść do poważnego kryzysu. Pośród pierwszych pięciu pojedynków kaliszanom udało się wygrać trzy z nich i to z drużynami, które miał pozostawić daleko za swoimi plecami na koniec rundy. Niestety kibice musieli przełykać gorzki smak porażki częściej niż radowali się ze zwycięstwa. Wydawało się, że Akademicy złapali formę na końcówkę rozgrywek i po spektakularnej wygranej z Łódzkim Klubem Sportowym zawodnicy wierzyli w bezpieczne utrzymanie. Plany jednak legły w gruzach w ostatnich kolejkach, kiedy w najważniejszych pojedynkach nie wygrali od wcześniej wspomnianego meczu z ŁKS.

- Cele przed sezonem były zupełnie inne, ale spore problemy finansowe pokrzyżowały ambitne plany - powiedział po porażce z Polonią 2011 Warszawa Michał Krajewski. W indywidualnej postawie zawodników również można doszukać się niedoskonałości, które nie pozwoliły na zajęcie miejsca, które satysfakcjonowałoby graczy i sztab szkoleniowy. Właśnie słabsza dyspozycja kaliskiego rozgrywającego, który po odejściu Jarosława Kalinowskiego, miał wziąć ciężar gry na siebie. Przez pewien okres sezonu udawało się to, ale w decydujących momentach zawodził i w efekcie stracił miejsce w pierwszej piątce.

W cieniu siatkówki, czyli jak to jest z kaliską widownią

Trzeba też zastanowić się nad odbiorcami tego wszystkiego, czyli publicznością, która tylko na niektórych spotkaniach potrafi dopisać. Ale czy można się temu dziwić? Myślę, że nie po to co prezentowali gracze w kolejnych spotkaniach nie raz wołało o pomstę do nieba. Owocem tego były słabe wyniki frekwencji podczas pierwszoligowych występów. To na pewno nie ułatwia sprawy koszykarzom walczącym o utrzymanie, bo przecież to bez publiczności nie ma sensu wychodzić na parkiet, szczególnie na zapleczu ekstraklasy. Mała liczba ludzi na trybunach może też wiązać się ze słabą znajomością drużyny pośród mieszkańców Kalisza. W ponad stutysięcznym mieście koszykówka jest nowością i może potrzeba trochę czasu na to, by osiągać takie wyniki jak spotkania siatkówki, na które przychodzi ok. 2000 osób, mimo ostatniego miejsca w lidze.

- Nie zgadzam się że na koszykówkę chodzi garstka kibiców - komentuje dla portalu SportoweFakty.pl Jarosław Jasiukiewicz wiceprezes ds. organizacyjnych klubu z Kalisza. -Na pierwszych spotkaniach średnia frekwencja wynosiła ok. 1200-1400 osób. Słabsze wyniki i seria porażek spowodowała znaczny spadek frekwencji na mniej ciekawych meczach. Ale na hitach jak z Łódzkim Klubem Sportowym czy Zastalem na trybunach zasiadło znów ponad tysiąc kibiców. Bardzo mało widzów jest przede wszystkim na meczach środowych, ale to fatalny termin na rozgrywanie kolejki przeciwko któremu protestują wszystkie kluby i jest to "zło konieczne". Na pewno w kwestii promocji spotkań mnóstwo możliwości jeszcze nie zostało wykorzystanych, ale ma to ścisły związek z problemami finansowymi klubu i praktycznie żadnym budżetem na promocję, nawet tą najprostszą jak regularne plakaty na słupach ogłoszeniowych. Dlatego jestem optymistą jeśli chodzi o potencjał dla koszykówki w Kalisza i oceniam że przy stabilnej sytuacji finansowej możemy liczyć na widownię sięgającą 1,5 - 2 tys. osób na każdym spotkaniu w pierwszej lidze - zakończył.

Kilka faktów przed walką o utrzymanie

Teraz kaliszanie muszą koncentrować się na pojedynkach barażowych. Na kolejkę przed końcem rozgrywek pewne jest, że AZS do play-out wystartuje z trzynastej lokaty. Ostatni me mecz podopieczni Marka Białoskórskiego zagrają w Katowicach. Miejscowy AZS AWF prawdopodobnie będzie bezpośrednim rywalem w walce o utrzymanie. Przed serią spotkań bliżej barażu z Wielkopolanami są zawodnicy rezerw Asseco Prokom. Nie wiadomo jednak, co będzie z ich pojedynkiem z Zastalem Zielona Góra, który został odwołany. Powodem jest brak wystarczającej liczby graczy, która mogłaby pojechać na ten mecz. Z powodu zbliżających się fazy play-off zielonogórzanie nie zgadzają się na przeniesienie starcia na inny termin.

W związku z tym prawdopodobnie do końca sezonu toczyć będą się pojedynki Kalisz-Katowice. W pierwszej części fazy zasadniczej w kaliskiej hali Arena lepsi okazali się gospodarze, którzy po dramatycznym, pełnym walki meczu wygrali 82:76. W tym spotkaniu niewątpliwym bohaterem został Michał Krajewski, który zdobył aż 34 "oczka", co nawet na pierwszoligowych parkietach jest wyśmienitym rezultatem. Jeśli obie drużyny spotkają się w walce o byt na zapleczu ekstraklasy, faworytem mimo wszystko będzie wielkopolska ekipa, która wygrała więcej meczów o swoich rywali. Jednak wszystkie statystyki na boisku nie zagrają i o pozostanie zespół z najstarszego miasta będzie musiał walczyć do końca.

Źródło artykułu: