Po kompromitującej porażce z Anwilem Włocławek różnicą 48 punktów, zrobiło się nerwowo w klubie z Koszalina. Postawę zawodników skrytykowali kibice, ale także zarząd na czele z Leszkiem Dolińskim, który zespołowi dał żółtą kartkę. Piotr Ignatowicz zapowiadał, że drużyna w spotkaniu ze Stelmetem BC Zielona Góra pokaże się z lepszej strony.
Szkoleniowiec AZS-u nie rzucał słów na wiatr. Zespół pokazał, że może walczyć jak równy z równym z najlepszymi ekipami w PLK. Przez większość meczu koszalinianie postawili spory opór mistrzom Polski.
- Myślę, że rozegraliśmy całkiem niezłe zawody - przyznaje Kenneth Manigault, rzucający AZS-u, który zdobył 13 punktów.
Akademicy mieli świetny początek meczu. Po kilku minutach gospodarze prowadzili 17:6. Duża w tym zasługa Amerykanina, który w tym fragmencie gry uzyskał dziewięć oczek. Koszalinianie mogli nawet podwyższyć prowadzenie, ale zabrakło im odpowiedniej kreacji w ataku. Szwankowała skuteczność.
- Na samym początku zanotowaliśmy dobrą serię, ale później nieco się rozluźniliśmy. Nasi rywale obudzili się i zdobyli sporo punktów w krótkim odstępie czasu. Następnie popełniliśmy zbyt wiele strat, które nas kosztowały wygraną - ocenia Manigault.
AZS odbudował wizerunek u kibiców, którzy w liczbie 1513 stawili się w koszalińskiej Hali Sportowo-Widowiskowej.
W następnej kolejce akademicy zmierzą się z BM Slam Stalą Ostrów Wielkopolski. - Musimy kontynuować naszą pracę, tak aby być gotowym na kolejne spotkanie w PLK. Chcemy odnieść trzecie zwycięstwo - zapewnia Amerykanin.
ZOBACZ WIDEO Maja Włoszczowska: wrzeszczałam z bólu wniebogłosy, wiedziałam, że to koniec
i to przegrywa mocno...
58 rzuconych punktów? to jakiś żart...
Zaraz trenejro powie, że ławka nie grała, ż Czytaj całość