Puchar Polski: PGE Turów cieniem samego siebie - relacja z meczu Kotwica Kołobrzeg - PGE Turów Zgorzelec

W drugim półfinale rozgrywek o Puchar Polski, który odbywa się w Lublinie, Kotwica Kołobrzeg pokonała PGE Turów Zgorzelec 88:76. Kołobrzeżanie prowadzili przez całe spotkanie i dzięki temu w niedzielnym finale zagrają z Asseco Prokomem Sopot.

PGE Turów Zgorzelec od początku tego spotkania wydawał się być bardzo ospały, wolny i nieskuteczny, przez co Kotwica Kołobrzeg wyglądała na tle wicemistrzów Polski niczym strzelec wyborowy. To dlatego, że drużyna trenera Sebastiana Machowskiego skutecznie raziła rywala z dystansu i po sześciu minutach gry miała pięć celnych, na pięć wykonywanych rzutów za trzy. Trzy trójki trafił Tomasz Cielebąk, a dwie Julien Mills, którzy razem w całym spotkaniu razem zaaplikowali zgorzelczanom dziewięć z trzynastu takich celnych rzutów.

Dobrze całą drużyną z Kołobrzegu dyrygował najlepszy asystujący ligi - Kevin Hamilton, który już po pierwszej kwarcie miał na swoim koncie cztery asysty, a w całym spotkaniu potwierdził, że jego pierwsze miejsce w tej klasyfikacji nie jest przypadkiem i zakończył je z dorobkiem 10 punktów i 10 asyst. - Zaczęliśmy ten mecz świetnie. Dobrze korzystaliśmy z podań Kevina Hamiltona i celnie rzucaliśmy. Kto nie przymierzył do kosza to trafiał - tłumaczył po meczu kapitan Kotwicy, Tomasz Cielebąk.

PGE Turów niemiłosiernie męczył się i nie mógł przeciwstawić się rozstrzelanej ekipie znad morza. Bez znaczenia było to, czy na parkiecie przebywał lider drużyny trenera Pawła Turkiewicza - Tyus Edeny, czy też nie. PGE Turów i tak nie mógł przełamać rywala, który już w 12 minucie gry po trafieniu Pawła Kikowskiego prowadził 37:25 i cały czas powiększał tę przewagę. Kołobrzeżanie świetnie bronili, zbierali rywalom piłki po niecelnych rzutach i nadal dobrze trafiali z dystansu (8/9 po 12 minucie), co dało aż 47 punktów rzuconych w zaledwie 15 minut gry!

Po przerwie gra przygranicznej ekipy nie zmieniła się i swoje pierwsze punkty, po rzucie Chrisa Daniela PGE Turów trafił dopiero po dwóch i pół minutach drugiej połowy. Przeciwny zespół, mimo że przestał trafiać za trzy, to świetnie penetrował pod kosz i nadal grał jak w transie, skutecznie powiększając swoją przewagę, by w 27 minucie meczu prowadzić już 69:52. Przez trzy kolejne minuty Kotwica nie trafiła jednak ani jednego oczka, natomiast PGE Turów rzucił ich 10 i zniwelował straty do zaledwie siedmiu punktów (69:62).

To sprawiło, że wicemistrzowie Polski próbowali gonić przeciwnika, który zaczął pudłować i grać chaotycznie. Aczkolwiek robił to równie niedbale i przez to strata około siedmiu oczek w dalszym ciągu utrzymywała się. W końcówce zgorzelczanie pogubili się na dobre, tracąc w łatwy sposób dwie piłki z rzędu, co wsadami na punkty zamienili najpierw Mills, a później Hamilton i to ich zespół wygrał 88:76 i w niedzielnym finale zagra o Puchar Polski z Asseco Prokomem Sopot.

- Mam nadzieję, że w finale nie zawiedziemy kibiców i postaramy się o podobne emocje, jak w meczach ligowych, w których najpierw była jedna dogrywka, a później dwie dogrywki. Teraz albo będą trzy dogrywki, albo wygramy - żartobliwie powiedział Cielebąk.

Kotwica Kołobrzeg - Turów Zgorzelec 88:76 (29:25, 25:20, 15:17, 19:14)

Kotwica: Julien Mills 29, Tomasz Cielebąk 14, Brandon Crone 12, Kevin Hamilton 10, Drew Naymick 9, Dawid Przybyszewski 9, Paweł Kikowski 5, Sefton Barrett 0.

PGE Turów: Dragisa Drobnjak 15, Bryan Bailey 14, Tyus Edney 10, Robert Witka 9, Krzysztof Roszyk 6, Chris Daniels 6, Damir Miljkovic 5, Alex Harris 4, Bartosz Bochno 3, John Turek 2, Marcin Stefański 2.

Źródło artykułu: