Świadkami ogromnych emocji byli w niedzielny wieczór fani w Starogardzie Gdańskim. Można pokusić się wręcz o stwierdzenie, że zarówno na trybunach, jak i na parkiecie panowała atmosfera godna play-off PLK.
Przez większą część spotkania na Kociewiu lepiej radzili sobie goście. Ostrowianie prowadzili różnicą 10 punktów z Polpharmą jeszcze na 6 minut przed ostatnią syreną, ale nie wystarczyło to im ostatecznie do spokojnego zwycięstwa.
Farmaceuci po raz kolejny już w tym sezonie pokazali wielki charakter i wrócili do gry z bardzo trudnym przeciwnikiem. Tym razem jednak podopiecznym Mindaugasa Budzinauskasa zabrakło szczęścia w końcówce i musieli uznać wyższość przyjezdnych, przegrywając zaledwie jednym "oczkiem" 78:79.
- To było świetne widowisko dla wszystkich w hali - mówi Łukasz Diduszko. - Myślę, że dlatego ludzie kochają koszykówkę. To był spektakl, w którym kibice wzięli czynny udział razem z koszykarzami - przyznaje skrzydłowy starogardzian.
Waleczna Osasuna nie zatrzymała Realu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
O pechu Kociewskich Diabłów w ostatnich sekundach zadecydowały przede wszystkim trzy sytuacje. Kluczowa dla losów starcia była strata Anthony'ego Milesa na 15 sekund przed końcem gry, tak sama ważna też zbiórka Łukasza Majewskiego, który jak okazało się później przypieczętował kolejny triumf ostrowian w rozgrywkach. Kibiców w Starogardzie Gdańskim mógł ostatnim rzutem w euforię wprowadzić jeszcze Uros Mirkovic, ale próba Serba wykręciła się kosza.
- Mieliśmy w tym meczu trzy szanse, aby zapewnić sobie zwycięstwo - podkreśla Diduszko. - Przy prowadzeniu jednym punktem piłkę wkozłował sobie w nogę Tony Miles, potem ja miałem zbiórkę, ale ktoś wybił mi piłkę i trafiła ona szczęśliwie do Majewskiego, który dobił. Trzecia okazja to ten rzut Urosa Mirkovica. W sporcie jest tak, że trzeba mieć szczęście, ale też na pewno trzeba temu szczęściu pomóc, a my trochę tego nie zrobiliśmy. Gdybym chociaż trzymał mocniej piłkę przy tej zbiórce, to byśmy wygrali - podsumowywał Łukasz Diduszko.