Jacek Seklecki: Wierzyliście, że możecie zdobyć Puchar Polski?
Dawid Przybyszewski: Pojechaliśmy na ten turniej w nie najlepszych nastrojach i nie chodzi mi tutaj tylko o długą podróż z Kołobrzegu do Lublina. Jechaliśmy z zamiarem dobrej zabawy i pomyśleliśmy sobie, że jeżeli już jesteśmy na tak fajnej imprezie jak finałowy turniej o Puchar Polski, to dlaczego się przy tym dobrze nie bawić.
W półfinale tego turnieju pokonaliście PGE Turów Zgorzelec, czyli potencjalnego półfinałowego rywala w play-off. Czy to zwycięstwo cokolwiek oznacza w kontekście gry o mistrzostwo Polski?
- Na pewno zwycięstwo nad PGE Turowem daje nam więcej pewności siebie. W sezonie zasadniczym przegraliśmy ze zgorzelczanami dwukrotnie, w tym raz po dogrywce, więc udowodniliśmy sobie, że możemy z nimi wygrać. I jeżeli dojdzie do rywalizacji z tym zespołem to mogę zapewnić, że nie będziemy chłopcami do bicia.
W Lublinie swoich rywali ogrywaliście dość łatwo. To wy zagraliście tak dobry turniej, czy wasi przeciwnicy taki słaby?
- Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. W sporcie zawsze jeden drużynie danym mecz wyjdzie gorzej, niż drugiej i dlatego jedna wygrywa, a inna przegrywa. Ja ogromnie cieszę się, że to my dwa razy zagraliśmy lepiej od przeciwników, a z tego wynika, że zagraliśmy bardzo dobry turniej.
W finale, w samej tylko pierwszej połowie zdobył pan 15 punktów. W żadnym meczu tego sezonu nie zdobył pan tylu punktów.
- Należy na to spojrzeć w inny sposób. W żadnym innym meczu tego sezonu nie oddałem powyżej dziesięciu rzutów z gry, ani nie grałem więcej niż 20 minut. Cieszę się, że dostałem szansę, na którą złożyło się nieszczęśliwe skręcenie kostki przez Drew Naymicka.
Większa ilość minut, a zarazem bardzo dobry występ w pana wykonaniu, wynikały z absencji Drew Naymicka. Nie pomyślał pan po tym meczu, że kosztem Amerykanina powinien grać więcej niż do tej pory?
- Drew rozgrywa świetny sezon i ja osobiście trochę na tym ucierpiałem, ale drużyna wygrywała i nie mam żadnych pretensji do trenera Machowskiego. Nasz zespół na każdej pozycji ma bardzo dobrych zmienników i to, czy będzie grał zawodnik X, czy Y to nie ma większego znaczenia. Liczy się całokształt i przede wszystkim wynik zespołu.
Wasza gra w dużej mierze opiera się na rzutach z dystansu. Pan w finale zaprzeczył tej teorii.
- Czasami trzeba urozmaicać swoją grę. Nie można bazować tylko i wyłącznie na jednym elemencie gry, bo jest zasada, że jeżeli obrona jest silna na obwodzie, to zarazem jest słabsza na środku pola. Nam udało zachować się balans pomiędzy tymi elementami gry i pomimo tego, że jesteśmy drużyną strzelców, to punktowaliśmy również spod kosza.
Zdobycie Pucharu Polski nie gwarantuje żadnych nagród pieniężnych w tym sezonie. Nie daje nawet prawa startu w europejskich pucharach. Nie rozczarowało was to?
- Trochę na pewno nas to rozczarowało, ale wiedzieliśmy o tym zanim wyjechaliśmy na ten turniej do Lublina. To już jest problem władz związku i organizatorów Pucharu Polski i może w następnych latach zostanie to zmienione. Choć i tak wydaje mi się, że ten turniej zawsze będzie miał prestiż i miło jest go zdobywać, niezależnie od nagród.
Ogromne słowa uznania zbiera trener Sebastian Machowski. W czym tkwi jego magia, że mimo niewielkiego doświadczenia odnosi sukcesy?
- Wielu obserwatorów zgodzi się ze mną, że trener Machowski nie ulega zbytnio emocjom i jego spokój dobrze przekłada się na zdrowie psychiczne zawodników. Gra dla trenera Machowskiego to przyjemność i brak niepotrzebnej nerwowości, którą można zaobserwować u wielu innych trenerów. To naprawdę wielka zaleta. Do tego trzeba dołożyć także duży warsztat trenerski, który nasz trener zdobywał jako zawodnik, grając na parkietach całej Europy.
Puchar Polski to największe osiągnięcie Kotwicy w historii. Stać was jeszcze na krok więcej i mistrzostwo Polski?
- Zdecydowanie muszę powiedzieć, że nas stać, ponieważ jeżeli spojrzymy nie na wysokość budżetów, lecz na wartość i charakter całego zespołu, to nie ma rzeczy, której nie bylibyśmy w stanie osiągnąć w tym sezonie.