Ciąganie zawodników po Polsce przez Karola to jakaś bzdura - rozmowa z Mariuszem Karolem

Polpharma Starogard Gdański pokonała PBG Basket Poznań i awansowała do fazy play off, w której spotka się z Anwilem Włocławek. O najbliższej przyszłości, sytuacji ekipy ze Starogardu i reprezentacji Polski rozmawialiśmy z Mariuszem Karolem.

Jarosław Galewski: Trzeba przyznać, że kapitalna dyspozycja strzelecka pana podopiecznych w dużej mierze zadecydowała o zwycięstwie w Poznaniu...

Mariusz Karol: Możemy nawet to uściślić i powiedzieć, że zwycięstwo w tym spotkaniu zapewnił nam Jacek Sulowski. Nie ma żadnych wątpliwości, że ten koszykarz jest ojcem sukcesu. Pozostali gracze fantastycznie się za Jackiem ustawili i grali na wysokim poziomie. To spotkanie ułożyło się tak, że straciliśmy pierwszego rozgrywającego i cieszę się bardzo, że pozostali gracze wzięli na siebie ciężar gry. Zagraliśmy z fantastyczną skutecznością. W pierwszym meczu nie nastawialiśmy się na rzuty za trzy punkty. Mieliśmy trochę inną taktykę, ale wiedzieliśmy, że w drugim pojedynku przeciwnik trochę zagęści strefę podkoszową. Stąd też zagraliśmy w inny sposób. W efekcie udało odnieść się zwycięstwo.

Na ile poważny jest uraz Courtney`a Eldridge`a?

- W tej chwili trudno jest cokolwiek powiedzieć, ponieważ Courtney musi przejść badania. Należy się tylko cieszyć, że spotkania nie rozgrywaliśmy w sobotę. Dzięki temu nasz koszykarz będzie mógł być spokojnie przebadany.

Nie da się ukryć, że pod nieobecność tego zawodnika bardzo pewnie grę pańskiego zespołu prowadził Ed Scott...

- Zgadza się. Bardzo się cieszę, że Ed w tych najważniejszych momentach, a więc w fazie pre play off, zagrał na wysokim poziomie. W Starogardzie ten zawodnik wyszedł na pozycji numer dwa i przede wszystkim skutecznie zatrzymał Iwo Kitzingera. Teraz Amerykanin ma dobrą passę i mam nadzieję, że będę mógł na niego liczyć również w kolejnych pojedynkach.

Teraz czeka was rywalizacja z Anwilem. Z jakimi nadziejami przystąpicie do konfrontacji z tym zespołem?

- W tej chwili Anwil ma nad nami kolosalną przewagę. Jesteśmy bardzo zmęczeni pod względem psychicznym. Te pre play offy to jakaś katastrofa. Nie wiem, z jakiego powodu cztery zespoły dostają handicap i zaczynają rywalizację od razu w fazie play off. Tak być nie powinno. Myślę, że wszyscy powinni startować z tego samego pułapu. Dla nas w tej chwili najważniejsze jest to, żeby zapomnieć o meczach z Poznaniem i wyrzucić je z pamięci. Zobaczymy, jak to wszystko się potoczy. Cały ten sezon mieliśmy bardzo dobry. Byliśmy na drugiej pozycji. Przed rywalizacją z Anwilem należy dokładnie przeanalizować grę naszych rywali. Co prawda przegraliśmy z nimi dwa spotkania, ale mam nadzieję, że teraz wszystko rusza od zera.

Do pewnego momentu tego sezonu graliście kapitalnie, jednak nagle coś się zacięło. Jakie widzi pan przyczyny słabszej postawy drużyny w końcówce fazy zasadniczej?

- Ja dokładnie znam przyczyny takiego stanu rzeczy, ale nie chciałbym o nich mówić, ponieważ dla nas sezon się jeszcze nie skończył. Całą sytuację mogę określić słowem, które jest teraz bardzo popularne – kryzys. Uznajmy, że po prostu pojawił się kryzys. Jedni mieli go w grudniu, inni w styczniu, nam przytrafił się on w tym trudnym momencie. Do pełni szczęścia zabrakło nam dwóch spotkań z Ostrowem i Jarosławem. Także kontuzja Ericka Colemana wybiła z rytmu cały zespół i pojawiły się kolejne porażki. W końcowej fazie sezonu mieliśmy wyjazdy do Zgorzelca, Włocławka i Kołobrzegu, a więc do drużyn, które zajmują drugie, trzecie i czwarte lokaty. To nie były pojedynki, które można było określić jako te teoretycznie wygrane. Jak już jednak powiedziałem, zostańmy przy słowie kryzys, ponieważ dla nas liga się jeszcze nie skończyła.

W pana zespole od jakiegoś czasu nie ma Ericka Barkleya. Na ile ogranicza to pole manewru?

- Okazuje się, że w tej chwili nie ogranicza mi to pola manewru, a wręcz je rozszerza. Umarł król, niech żyje król. Nie ma Ericka, ale jest Ed. Szczerze mówiąc, Erick w pewnym momencie przestał odpowiednio funkcjonować. W trzech niezwykle istotnych meczach miał bardzo słaby eval, grał zdecydowanie poniżej oczekiwań. To doświadczony koszykarz, który ma świadomość tego, co należy robić, jak należy grać. W efekcie ten zawodnik musiał pojechać do domu. Gdyby to przydarzyło się komuś niedoświadczonemu, to można by czekać i robić różne rzeczy. Erick był zbyt doświadczonym graczem, by na tym etapie rozgrywek pozwolić sobie na tak kompromitujące występy.

W Polpharmie ma pan doskonale znanych sobie zawodników, z którymi współpracował pan w przeszłości. Na ile jest to pomocne?

- To prawda, ale chciałbym zauważyć, że w tym przypadku bardzo często pojawiają się jakieś wyświechtane slogany. Każdy trener ma swoich zawodników, z którymi współpracuje. Być może pan jako dziennikarz nie uważa tego za coś złego, ale wiele innych osób tak sądzi. Wyjaśnijmy jednak jedną kwestię, że Mariusz Karol na siłę nikogo za sobą nie ciągnie. Jeżeli zawodnik gra ze mną drugi sezon, to tylko dlatego, że tego chce. To nie ja jestem dołączony do tego mechanizmu, tylko zawodnicy. Jeżeli dany gracz nie miałby ochoty występować ze mną w zespole, to pewnie powiedziałby dziękuję. Ciąganie zawodników po Polsce przez Karola to jakaś bzdura. Poza tym, należy zauważyć, że trenerzy odnoszą największe sukcesy, kiedy koszykarze grają dla nich. Jeśli z kimś się dobrze współpracuje, to taki zawodnik gra w dużej mierze dla trenera. Tak można wytłumaczyć pewien sekret, który polega na tym, że koszykarze krążą po Europie za trenerami.

Chciałbym nieco zmienić temat naszej rozmowy i porozmawiać o Eurobaskecie. Jak pan ocenia w tej chwili potencjał polskiej kadry?

- Jeśli zobaczymy na parkietach wszystkich zawodników , o których się mówi, to wygląda to imponująco. Reprezentacja w ostatnim czasie miała tylko jeden mecz z gwiazdami ligi. Miałem przyjemność brać udział w tym widowisku i muszę przyznać, że nasi reprezentanci podeszli bardzo poważnie do tego sprawdzianu, co tylko może cieszyć i napawać optymizmem na przyszłość. Na pewno można ocenić, jakich graczy mamy na danych pozycjach. W tej chwili wszyscy wiemy, że w naszej reprezentacji formacja podkoszowa jest najsilniejsza. Trzeba jednak pamiętać, że wysocy gracze do zdobywania punktów potrzebują odpowiednich podań. Mamy Łukasza Koszarka i Krzyśka Szubargę. Z całego serca życzę im znakomitej formy, szybkości, siły oraz tego, żeby na tych mistrzostwach po prostu pokazali klasę i dogrywali piłki do naszych centrów.

Bardzo często mówi się, że każdą dyscyplinę sportu ciągnie reprezentacja. Czy sądzi pan, że nadchodzące mistrzostwa Europy w naszym kraju mogą wpłynąć korzystnie na popularyzację koszykówki w Polsce?

- Wydaje mi się ,że tak to funkcjonuje, że jaka reprezentacja taka dyscyplina. Wystarczy spojrzeć na sukcesy czy to reprezentacji (siatkówka, piłka ręczna, czy indywidualne osiągnięcia - Małysz, Kubica, Kowalczyk ). Każdy Polak utożsamia się ze swoim bohaterem, a popularność dyscypliny rośnie w zawrotnym tempie. Jednak nie można zapominać o rozgrywkach ligowych, które trwają przez dziewięć miesięcy, a reprezentacja gra przez dwa.

Wiele mówi się o tym, że należy stawiać na Polaków. Pojawiają się nowe przepisy, które mają pomóc młodym graczom. Z drugiej jednak strony dajemy paszport Davidowi Loganowi, który ma zagrać w naszej reprezentacji. Czy widzi pan w takich działaniach pewien brak konsekwencji?

- Rozumiem, że sprawa Logana jest absolutnie doraźną sytuacją. Tylko w takim kontekście to traktuję. Cofnijmy się do historii i odszukajmy wszystkich naturalizowanych Amerykanów i zobaczmy, jak oni pomogli naszej reprezentacji. To już zadanie dla pana i pana kolegów. Przypomnę tylko, że mieliśmy Nordgaarda, McNaulla, Elliotta, a teraz do tego dojdzie Logan.

Mamy jednak Kikowskiego, Kitizingera, a więc młodych zawodników. Jeżeli mamy na nich stawiać, to kiedy, jeśli nie teraz?

- Kikowski gra w tym roku rzeczywiście fantastycznie. Należy jednak zestawić naszych koszykarzy z zawodnikami z czołowych drużyn Europy. To przecież z nimi przyjdzie im rywalizować. Zobaczmy, przeciwko komu Kitzinger i Kikowski będą grać. Myślę, że tutaj po części znajduje się odpowiedź na pana pytanie. Życzę im jak najlepiej i jestem bardzo szczęśliwy, że Paweł Kikowski gra tak świetnie. Chciałbym bardzo, aby ten chłopak dalej się rozwijał. Najlepszym miernikiem wartości naszych koszykarzy są transfery za granicę. Jeżeli nasz gracz wyjeżdża, ale nie do Szwecji czy Słowacji, tylko gra w lidze o renomowanej pozycji, jak na przykład Michał Ignerski, to znaczy, że prezentuje odpowiedni europejski poziom. Przede wszystkim należy jednak szkolić, szkolić i jeszcze raz szkolić, a także szukać odpowiednich zawodników.

Komentarze (0)