Mecz pomiędzy Rosą Radom a MKS-em Dąbrowa Górnicza był zapowiadany jako jeden z hitów 22. kolejki Polskiej Ligi Koszykówki i nie zawiódł oczekiwań - nie brakowało w nim twardej, podkoszowej walki, ale i efektownych zagrań, dzielenia się piłką, zwrotów akcji i nerwowych sytuacji. Ostatecznie wicemistrzowie kraju zwyciężyli 90:85, rewanżując się za porażkę 67:71 w pierwszym spotkaniu.
- Myślę, że to był bardzo miły mecz do oglądania, fajnie pokazywać taką koszykówkę w telewizji, kibice będący w hali mieli przyjemność obserwować te zawody, stworzyli dobrą atmosferę. To była dobra promocja basketu - nie miał wątpliwości Drażen Anzulović, trener gości.
Po premierowej kwarcie MKS prowadził 22:16. - Przez pierwsze 13-14 minut wyglądaliśmy bardzo dobrze. Graliśmy bez zarzutu, ale później zabrakło kontynuacji - przyznał szkoleniowiec. - W drugiej kwarcie straciliśmy kontrolę nad piłką, mieliśmy w tej części aż sześć strat, to zdecydowanie za dużo w porównaniu z chociażby pierwszą, kiedy mieliśmy tylko jedną. Przez to daliśmy Rosie szansę powrotu do gry - zaznaczył.
W drugiej odsłonie Rosa bardzo szybko odwróciła losy pojedynku, odrabiając straty i wypracowując cztery "oczka" zaliczki. To zapowiadało emocje. Tak też było, choć przyjezdnym zabrakło "zimnej krwi" i sił w kluczowych momentach.
ZOBACZ WIDEO: Adam Bielecki: Zimowe wejście na K2 to dla mnie naturalna kolej rzeczy
- Staraliśmy się odrobić straty, w pewnym momencie czwartej kwarty nawet prowadziliśmy. W naszej grze nie było jednak wystarczającej jakości, aby zagrozić takiemu przeciwnikowi, jak Rosa. Dysponowaliśmy wąską rotacją, kolejny raz straciliśmy w pewnym momencie Parzeńskiego, Kucharek doznał urazu - skomentował Anzulović.
MKS doznał dziesiątej porażki w sezonie. Obecnie zajmuje szóste miejsce w tabeli z bilansem 13-10 i 36 zdobytymi punktami. Wyprzedzająca go bezpośrednio Rosa ma jedno "oczko" więcej.