Jacek Łączyński: Żeby wygrać, trzeba kilka razy przegrać...

Jacek Łączyński, którego syn przez dwa ostatnie sezony grał w Anwilu Włocławek, podsumował dwa lata gry Rottweilerów. Były reprezentant Polski przyznaje, że Igor Milicić i Arkadiusz Lewandowski przywrócili do Włocławka szał na koszykówkę.

Michał Wietrzycki
Michał Wietrzycki
kibice Anwilu Włocławek WP SportoweFakty / Na zdjęciu: kibice Anwilu Włocławek

Michał Wietrzycki, WP SportoweFakty: Zacznijmy od samego początku - budowy składu Anwilu na sezon 2016/2017. Koncepcja trenera Milicicia była słuszna?

Jacek Łączyński, były reprezentant Polski: Uważam, że trener od samego początku wiedział jak chce grać i jakich zawodników szuka. Po zeszłym sezonie pozostawił kilku graczy i wkomponował nowych. Można więc powiedzieć, że wszystko było zrobione według dobrych wzorców budowania zespołu. Oczywiście na miarę budżetu, jakim dysponował klub. Igor Milicić stworzył zespół, który był groźny zarówno pod koszem, jak i na obwodzie. Z biegiem sezonu drużyna grała coraz lepiej, co zaowocowało wygraniem, pierwszy raz od 21 lat, sezonu zasadniczego. Niestety dobrze realizowana przez 7 miesięcy koncepcja, zawaliła się w 7 dni, ale to nie znaczy, że była zła.

W trakcie sezonu doszło do pewnych roszad w składzie. To one były zapalnikiem do lepszej gry?

Na pewno podpisanie kontraktu z Nemanją Jaramazem wzmocniło zespół. Natomiast czy wymiana Skibniewskiego na Washingtona była dobra? Teraz, po fakcie, jesteśmy mądrzejsi i wiemy, że w play-off bardziej przydałby się Anwilowi Skiba. Z drugiej strony, po przyjściu amerykańskiego rozgrywającego, zespół miał bilans w sezonie zasadniczym na poziomie 17 zwycięstw i tylko 2 porażek. Jeżeli chodzi o Bojanovskiego, to trudno mi go ocenić, bo nie widziałem jak gra i jak trenuje.

W trakcie sezonu Anwil miał trochę problemów pod koszem - dużo grał Josip Sobin, który często nie miał zmiennika. Czy słuszna była decyzja o zwolnieniu właśnie Borisa Bojanovskiego? Czy może warto byłoby mu dać więcej czasu?

Miała to być opcja na przyszłość, może trzeba było jeszcze chwilę poczekać z decyzją, tym bardziej, że nie był to drogi gracz. Nie dowiemy się już, czy taki wieżowiec, z ogromnym zasięgiem ramion, nie przydałby się w obronie w polu 3 sekund w meczach z Czarnymi, którzy zdobywali wiele punktów spod kosza. Teraz to jest tylko gdybanie.

Jak oceni pan całą rundę zasadniczą w wykonaniu Anwilu Włocławek, porównując do poprzednich lat i na tle innych drużyn?

Ocena może być tylko pozytywna. Jeszcze dwa lata temu zespół nie kwalifikował się do play-off, a trybuny Hali Mistrzów świeciły pustkami. Teraz pierwsze miejsce, drugi raz w historii klubu. Szkoda tylko, że nie przyznaje się medali za tę część rozgrywek...

ZOBACZ WIDEO Kosmiczna asysta Luki Rupnika! Zobacz 7 najlepszy akcji ostatniej kolejki Ligi ACB

Według wielu osób Anwil Włocławek w końcówce sezonu grał najlepszą koszykówkę w całej lidze. Podziela pan to zdanie?

Mnie gra Anwilu podobała się i co najważniejsze była skuteczna, przecież przez dwa i pół miesiąca Anwil miał bilans 12-0. Ale w tym okresie również kilka innych zespołów miało wspaniałą serie zwycięstw i grało bardzo dobrze. Anwil zwyciężał, ale nie dominował, ponieważ w tym roku jest wyjątkowo wyrównana liga.

Pierwsze miejsce na koniec rundy zasadniczej było dla pana zaskoczeniem?

Oczywiście, że tak. Wszyscy stawiali na Stelmet i gdyby nie wpadka zielonogórzan w Kutnie, gdzie mecz zakończył się walkowerem oraz kuriozalna porażka u siebie z Rosą, to mistrzów Polski widzielibyśmy na pierwszym miejscu.

W mediach społecznościowych wspomniał pan kiedyś, że przewaga parkietu w play-off, to trochę za mało dla zwycięzcy rundy zasadniczej. Widzi pan jakąś alternatywę?

Prawie 7 miesięcy ciężkiej, codziennej pracy, rozegrane 32 mecze,  a nagrodą "tylko", albo jak powiedzą inni "aż" przewaga boiska. Wydaje mi się, że to trochę za mało. Ale z play-off jest jak z demokracją - nie jest to doskonały i do końca sprawiedliwy system, ale jeszcze nic lepszego nie wymyślono. Wolałbym system play-off z udziałem 6 zespołów. Z większą nagrodą dla dwóch najlepszych drużyn po sezonie zasadniczym, tzn. udziałem w półfinale, natomiast zespoły z miejsc 3-6 oraz 4-5 grające w 1/4. Moim zdaniem to system, który premiuje dobrą pracę przez większą cześć sezonu, ale również daje szansę zespołom, które zajęły dalsze miejsca.

Czego pańskim zdaniem brakło Anwilowi Włocławek w fazie play-off? Doświadczenia? Przygotowania fizycznego lub taktycznego?

Mija już kilka dni od porażki i cały czas zastanawiam się, dlaczego Anwil zagrał tak mało skutecznie w play-off. Mówię o skuteczności, bo moim zdaniem to właśnie ten element najbardziej zawiódł koszykarzy z Włocławka. Podam parę liczb. Sezon zasadniczy 80,4 pkt. zdobywane, w play-off 70,6 pkt. Skuteczność za 2: odpowiednio 55% - 45%, za 3: 36%-33% oraz tzw. eval, czyli efektywność gry, o której w głównej mierze decyduje postawa w ataku, w sezonie zasadniczym - 90,3 w play-off - 72,6. Takie statystyki świadczą o tym, że albo przeciwnik doskonale bronił, albo zespół zapomniał zabrać naboi do karabinu.

I jak pan to widzi?

Obstaję przy tej drugiej wersji. Trzeba więc znaleźć przyczyny, dlaczego tak się stało. Gruntowna analiza powinna dać odpowiedź i myślę, że sztab trenerski takowej dokona. Moim zdaniem przyczyn było kilka i skumulowały się w jednym czasie. Poczynając od kontuzji Chilińskiego, przegranym ważnym pierwszym meczu, dekoncentracji w czwartym spotkaniu, przy prowadzeniu w 34 minucie 71:62 i serią punktową gospodarzy 16:0, poprzez ogromną presją przed meczem numer pięć, czyli  "strachem przed porażką" i oczywiście dobrą grą wyluzowanego przeciwnika, a kończąc na fatalnej skuteczności w decydującym spotkaniu. Wydawało mi się, że z upływającym czasem u zawodników, jak to mówiono w jednym z kabaretów: "w głowie właśnie tysiąc chińczyków siekało kapustę". Przez to u graczy zanikała pewność siebie, a wtedy zawodzą również umiejętności. Zawodzą również wtedy, gdy brakuje sił, wydawało mi się, że momentami Anwil grał zbyt wolno, ale może to było zamierzone.

Wspomniał pan o Michale Chylińskim. Igor Milicić wielokrotnie twierdził, że dla niego to niezwykle ważny zawodnik w rotacji. Czy jego kontuzja mogła wnieść aż tyle chaosu?

Zdecydowanie tak. To bardzo dobry i doświadczony w play-off gracz. Strzelec, który w każdym meczu może "odpalić" serię. Nie zapominajmy też o polskim paszporcie. Możemy tylko gdybać, ale jestem przekonany, że gra z Michałem wyglądałaby zupełnie inaczej. I nie dotyczy to tylko tego czy wygrałby jakiś mecz w pojedynkę, choć na pewno zabrakło jego punktów, ale raczej o rotację Polakami - Kamil Łączyński nie musiałby grać w każdym meczu więcej o prawie 6 minut niż w rundzie zasadniczej. Byłaby też rotacja na pozycjach rzucającego obrońcy i skrzydłowego, które czasami zawodziły.

No właśnie... Kamil Łączyński w Anwilu Włocławek rozgrywał jedne z najlepszych, o ile nie najlepsze, sezony w karierze. Jak "koszykarsko" zmienił się pański syn przez te dwa sezony?

Trudno mi się wypowiadać, na temat mojego syna. Tym bardziej, że i tak nie ma łatwo mając takiego tatusia (śmiech), który kocha koszykówkę, pisze o niej, wypowiada się, co oczywiście dla niektórych jest pożywką. Sam Kamil mówił, że nie są to czasami łatwe rozmowy. Bo nie dyskutuje ojciec z synem tylko koszykarz z bardziej doświadczonym koszykarzem-trenerem, który czasami wie lepiej (śmiech). Krótko więc - patrząc na cyferki, to był faktycznie najlepszy indywidualnie sezon Kamila, ale zarazem chyba największa zespołowa porażka.

Jak oceni pan jego karierę w Anwilu Włocławek?

Zawsze mogłoby być lepiej, czwarte i piąte miejsca nie są złe, ale jego oczekiwania były o wiele większe. Kamil nie zdobył jeszcze medali mistrzostw Polski, a był blisko z Anwilem i Rosą Radom, przegrywając walkę o brąz. Myślę, że ten sezon, w którym po raz pierwszy mógł się czuć pierwszym rozgrywającym, a nie tylko zmiennikiem, wiele go nauczył i pokazał, że potrafi prowadzić zespół do zwycięstw. Mam nadzieję, że już niedługo również do sukcesów.

Igor Milicić w Anwilu Włocławek spędził dwa ostatnie sezony i nie da się ukryć, że przywrócił szał na koszykówkę. Jest to sytuacja całkiem inna, niż w ostatnich latach. Pan w naszym mieście gościł kilkakrotnie - jak to wygląda właśnie z pańskiej perspektywy?

Lubię Włocławek. Miałem tu grać w 1991 roku, ale przez... Kamila nie zagrałem - miał wtedy dwa latka i kazał mi zostać wtedy w Warszawie. Potem często przyjeżdżałem na mecze Anwilu i obserwowałem pełną halę, która wspaniale dopingowała swój zespół. Trzy sezony temu byłem tu i pomyślałem, że chyba pomyliłem godziny meczu. Na trybunach pustki, a w trakcie gry wiele gwizdów i krytyki. Prezes Lewandowski, trener Milicić przy udziale sponsorów oraz miasta, w szczególności prezydenta Marka Wojtkowskiego, przywrócili kibicom szał na koszykówkę. Pokazuje to wielokrotny brak biletów na mecze i głośny doping całej hali. Trzeba jednak pamiętać, że to przede wszystkim zasługa zawodników, którzy grali dla tej widowni i więcej wygrywali niż przegrywali, przynosząc przez wiele miesięcy dużo radości. Jeszcze nie zaowocowało to medalami, ale żeby wygrać trzeba kilka razy przegrać. Może więc już za rok czy dwa spełnią się marzenia, czego oczywiście życzę Włocławkowi.

Czy przewaga parkietu dla zwycięzcy sezonu zasadniczego to zbyt mała nagroda?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×