Do incydentu doszło w "Kuźni", hotelu, gdzie zakwaterowali byli koszalinianie. Problem polega jednak na tym, iż relacje wydarzeń są nieco sprzeczne.
- Około godziny 2.30 do naszego stolika, przy którym zasiadałem wspólnie z innymi kibicami AZS podszedł jeden z gości. Mężczyzna zaczął kierować w naszą stronę różne obraźliwe epitety. Wstałem więc i zapytałem, o co mu chodzi. Chwile później mężczyzna ten wziął krzesło i uderzył mnie nim prosto w twarz - powiedział poszkodowany na łamach portalu koszykarski.pl.
- Pobity chłopak kłamie - twierdzi właściciel "Kuźni", który poprosił koszalińskich kibiców o brak oznak klubowych i zaprzestanie przyśpiewek. - [...] To nie przyśpiewki, ani manifestacja klubu z Koszalina były przyczyną incydentu, ale kobieta, która siedziała w towarzystwie obok i która usłyszała parę uszczypliwych uwag, więc męska część towarzystwa słownie jej broniła i tak, od słowa do słowa, obie grupy wstały - dodał właściciel Robert Gruszczecki.
- Z gaśnicą w ręku stanąłem pomiędzy nimi i wspomniany bohater artykułu ["Koszał" - przyp. red.] uderzył przeciwnika, który także szybko oddał dwa-trzy razy i bohater poległ na krzesłach.[...] Wspomniane krzesło upadło na niego w momencie próby wstania, co było utrudnione wyciągniętą dużą ilością rąk do niego - kontynuował właściciel lokalu.
- Cała sytuacja, w której brał udział "kibic" AZS Koszalin w jednym z lokali gastronomicznych ok. 2-giej w nocy, nie dotyczy ani Klubu, ani kibiców Turowa. Jeśli był to wybryk chuligański, to powinna tym zdarzeniem zająć się policja. Mecze z AZS Koszalin w Zgorzelcu odbyły się bez incydentów, nikt nie atakował, ani nie obrażał kibiców, czy też zawodników AZS Koszalin. Mam nadzieję, że dalsza rywalizacja odbywać się będzie w sportowej atmosferze i rozstrzygnięcie zapadnie na parkiecie - skomentował zaistniałą sytuację Jan Michalski, prezes PGE Turowa Zgorzelec.
- Nadmienię, iż podczas pobytu bohatera w szpitalu wypytałem jego kolegów, co oni na to, a ci opowiedzieli, że z nim tak zawsze - zakończył Robert Gruszecki.