Jeszcze do niedawna koszykarze AZS-u Politechniki Radomskiej byli główną siłą radomskiej koszykówki. Niestety, dla tamtejszych kibiców, po zespole, który rozgrywał spotkania na zapleczu ekstraklasy nie pozostało już niemal nic...
Dla radomskich Akademików skończył się kolejny sezon. Sezon, którego finału chyba każdy się spodziewał. Już od dłuższego czasu koszykarze AZS-u częściej doprowadzają resztki swoich kibiców do wściekłości, niż ich rozpieszczają.
Wydawałoby się, że z taką kadrą, jaką przed i w trakcie sezonu do dyspozycji miał trener Marek Brzeźnicki Akademicy przynajmniej powinni spróbować "bić się" o środek tabeli. Bo jak inaczej wytłumaczyć obecność w składzie takich koszykarzy jak Piotr Plutka, Robert Cetnar, Paweł Piros czy Marcin Wiklik, którzy z całą pewnością zasługują na status "solidnych drugoligowców".
Tymczasem już od początku sezonu AZS zawodził. W grze radomian trudno było doszukać się jakichkolwiek pozytywów. Zawodził także trener Brzeźnicki, który w żaden sposób nie potrafił dotrzeć do swoich podopiecznych. Chwilę radości Akademicy zapewnili swoich fanom w drugiej części sezonu, kiedy wygrali dwa bardzo ważne spotkania z wyżej notowanymi zespołami z Krakowa. Jednak to było wszystko. Całe szczęście dla miejscowych kibiców, że radomianie zachowali resztę godności i wygrali decydujący mecz o utrzymanie z Hawajskimi Koszulami Żory. Mecz, który co roku staje się już niemal tradycją...
W takiej sytuacji warto chyba zadać sobie pytanie, czy warto to wszystko nadal "ciągnąć". Czy nie lepiej, aby części zawodnikom dać możliwość rozwoju, bo w zespole, w którym wszystko "stoi", rozwijać sportowych umiejętności raczej się nie da.