Podobny scenariusz powtarza się już co najmniej od dwóch lat. A mianowicie schemat z zejściem ze sceny jednego z najlepszych rzucających w historii organizacji San Antonio Spurs, a być może i całej ligi NBA. Manu Ginobili, bo oczywiście o nim mowa, nie zdecydował się jednak odwiesić jeszcze butów na kołku i rozegra kolejny, szesnasty już sezon dla klubu z Teksasu.
W poprzednich rozgrywkach argentyński zawodnik notował średnio 7,5 punktu oraz 2,7 asysty i 2,3 zbiórki. Statystycznie był to jego najsłabszy sezon od początku kariery w lidze, niemniej i tak był ważną częścią drużyny, mentorem dla młodszych graczy, a także wsparciem z ławki dla pary Kawhi Leonard - Danny Green.
W kolejnym sezonie jego rola ponownie powinna być nieco mniejsza. Co prawda z zespołu odszedł Jonathon Simmons, ale dołączył do niego Rudy Gay, a w lidze letniej z bardzo dobrej strony pokazał się 24-letni Bryn Forbes, który w Las Vegas notował średnio 26 punktów w pięciu rozegranych meczach. A w obwodzie jest jeszcze przecież zadaniowiec, Kyle Anderson.
W tym roku Ginobili skończy 40 lat. Jest czterokrotnym mistrzem NBA w barwach Spurs, najlepszym rezerwowym ligi w sezonie 2007/08 oraz - wraz z reprezentacją Argentyny - złotym medalistą olimpijskim z Aten. Władze San Antonio cały czas pracują także nad nową umową z Pau Gasolem. Hiszpan zrezygnował ze swojej opcji na sezon 2017/18, za który miał zarobić ponad 16 mln dolarów. W zamian Spurs zamierzają podpisać z nim kilkuletni kontrakt za niższe pieniądze.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: gwiazdy Arsenalu trenowały... kung-fu (WIDEO)