Wyciągnęli wnioski - relacja z meczu PGE Turów Zgorzelec - Energa Czarni Słupsk

Półfinałowa rywalizacja pomiędzy PGE Turowem a Energą Czarnymi rozpoczyna się od nowa. Zgorzelczanie wyrównali stan na 1:1 i mecze przenoszą się do Słupska.

Damian Chodkiewicz
Damian Chodkiewicz

Spotkanie rozpoczęło się od mocnego uderzenia gospodarzy, którzy po blisko minucie gry prowadzili już 6:0. Parę chwil później, po czasie dla Gaspera Okorna i dobrej grze Marcina Sroki, mecz się wyrównał. Zgorzelczanie byli bardzo skuteczni i praktycznie każdy ich rzut znajdował drogę do kosza. Świetnie grą kreował Tyus Edney, ale Energa Czarni nie dawali za wygraną.

Wicemistrzowie Polski mieli jednak problemy z przewinieniami i zbiórkami, gdy na placu gry nie było Chrisa Danielsa, ale grali bardzo zespołowo. W drugich dziesięciu minutach bardzo dobrze spisywał się Alex Harris, ale punkty Sroki utrzymywały słupszczan w grze. Skrzydłowy Czarnych Słupsk, który po dwudziestu minutach gry miał na swoim koncie czternaście punktów i był najlepszym koszykarzem swojej drużyny, ale mimo to nie zdołał wyprowadzić swojego zespołu na prowadzenie. PGE Turów prowadził do przerwy 47:39.

- Cieszę się z podejścia zawodników. Moi gracze zagrali skoncentrowani nie tylko przez dwadzieścia pięć, ale przez czterdzieści minut i to odzwierciedliło się na wyniku - mówił na pomeczowej konferencji prasowej Paweł Turkiewicz, szkoleniowiec przygranicznej drużyny.

Po przerwie gra Energi Czarnych nadal opierała się na ich kapitanie, który tym razem jednak nie był już tak skuteczny. Sroka nie trafił dwukrotnie z dystansu, popełnił błąd w obronie i usiadł na ławce rezerwowych, a PGE Turów wyszedł na prowadzenie 57:41. Gospodarze w końcu zdominowali walkę na obu tablicach i w dodatku uruchomili szybkie kontrataki, na co goście nie potrafili znaleźć odpowiedzi. Mateo Kedzo i Paweł Malesa starali się jeszcze odmienić obraz gry rzutami z dystansu, ale podopieczni Pawła Turkiewicza pewnie prowadzili.

O swoich strzeleckich umiejętnościach raz jeszcze przypomniał Tyus Edney i - to w głównej mierze dzięki niemu - po kilku minutach gry zgorzelczanie prowadzili już 68:52. Od tego momentu gospodarze kontrolowali wynik spotkania, z każdą następną minutą powiększając przewagę. Skuteczny był przede wszystkim Bryan Bailey, który drugi dzień z rzędu okazał się najlepszym strzelcem PGE Turowa.

- To była ta sama gra, co dwa dni temu. Turów także prowadził, ale tym razem nie udało nam się wrócić do gry - mówił po meczu Gasper Okorn. - To nie był nasz wieczór. Nic nam nie wychodziło - dodawał trener gości.

W ostatniej kwarcie prowadzenie Turowa wynosiło już ponad trzydzieści punktów, a goście nie byli w stanie dogonić rywala tak, jak to miało miejsce w pierwszym meczu tych drużyn. Trener Turkiewicz dał szansę w końcowych minutach na grę Bartosza Bochno i Macieja Strzeleckiego, a Gasper Okorn na parkiet posłał Marcina Dudkiewicza i Huberta Pabiana. Ostatecznie PGE Turów pokonał Energę Czarnych 98:68 i wyrównał stan rywalizacji na 1:1.

- Nie zagraliśmy wystarczająco mocno, jak dwa dni temu. Musimy wyciągnąć wnioski z tej porażki. Wracamy do siebie, do swoich fanów i wierzymy w zwycięstwo - zakończył Mateo Kedzo.

PGE Turów Zgorzelec - Energa Czarni Słupsk 98:68 (25:22, 22:17, 25:16, 26:13)

PGE Turów: Bailey 18 (1), Edney 17, Harris 17 (2), Daniels 11, Turek 9, Miljkovic 6 (2), Roszyk 5 (1), Drobnjak 5, Witka 4, Stefański 3, Bochno 2 i Strzelecki 1.

Energa Czarni: Sroka 14 (3), Leończyk 9 (1), Malesa 9 (2), Booker 8, Burks 7, Bennett 6 (1), Kedzo 6 (1), Barlett 2, Dutkiewicz 0 i Pabian 0.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×