W październiku na światło dzienne wyszła wiadomość o bójce na treningu dwóch zawodników Chicago Bulls - Nikoli Miroticia i Bobby'ego Portisa. Zdecydowanie bardziej ucierpiał pierwszy z nich, który po jednym z ciosów został odwieziony do szpitala. Miał złamaną szczękę. Portisa z kolei klub zawiesił na osiem spotkań.
Od tego momentu między koszykarzami panuje bardzo napięta atmosfera. Wydawało się, że bez większych zmian się nie obejdzie. Mirotić poprosił nawet swoją drużynę o transfer, gdyż nie wyobrażał sobie wspólnej gry z Portisem. 22-latek z kolei bagatelizował całe wydarzenie. - Jeśli on do mnie podejdzie, powitam go z otwartymi ramionami - mówił koszykarz.
Według amerykańskiej prasy, Portis próbował przeprosić Miroticia. Konflikt pomiędzy zawodnikami nie został jednak zażegnany. - Niko i Bobby są obecnie w naszym składzie. Niko potrzebuje jeszcze więcej pracy - tłumaczył z kolei wiceprezes John Paxson.
Dla Chicago obaj gracze są zbyt cenni, aby już teraz pozbywać się kogoś z drużyny. Bulls zrobią wszystko, aby napięcia zniknęły z zespołu. Nie będzie to łatwe, gdyż Mirotić unika Portisa jak ognia.
Po 11 meczach "Byki" okupują dolne rejony konferencji wschodniej. Mają na koncie aż 9 porażek i tylko dwa zwycięstwa. Gołym okiem widać, iż październikowa bójka negatywnie wpłynęła na cały zespół.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: polski siatkarz zaskoczył rywali w LM. "Szalony finisz!"