Obie drużyny spotkanie rozpoczęły grając długie i spokojne akcje. To sprawiło, że długo utrzymywał się remisowy wynik, bądź też prowadzenie zmieniało się jak w kalejdoskopie. Zgorzelczanie minimalną przewagę osiągnęli pod koniec pierwszej odsłony spotkania, kiedy to równo z końcową syreną indywidualną akcję skutecznie wykończył Alex Harris.
- Czarni do przerwy kontrolowali przebieg gry na parkiecie, bowiem grali mądrze i wykorzystywali nasze słabe punkty. Po przerwie nie mieliśmy już nic do stracenia, bowiem przegrana mogłaby się dla nas bardzo źle skończyć - tłumaczył po meczu Krzysztof Roszyk, skrzydłowy PGE Turowa.
Dopiero na początku drugiej kwarty do głosu zaczęli dochodzić goście, wśród których brylował Demetric Bennett. Dobra gra całego zespołu Energi Czarnych sprawiła, że przed drugą połową słupszczanie prowadzili różnicą dwunastu punktów i wydawało się, że utrzymanie korzystnego rezultatu będzie dla nich formalnością. Wydarzeń na parkiecie nie odmieniały przerwy na żądanie, o które prosił trener Paweł Turkiewicz i to goście schodzili do szatni prowadząc 42:31.
- Zagraliśmy jak zespół o dwóch twarzach. W pierwszej połowie to nie była nasza koszykówka. Byliśmy pozbawieni agresywności i tego, co zakładaliśmy sobie przed spotkaniem. Bardzo pasywnie podeszliśmy do zawodów i po raz kolejny na zbyt dużo pozwoliliśmy drużynie ze Słupska - mówił na pomeczowej konferencji prasowej Paweł Turkiewicz.
Obraz gry zdecydowanie zmienił się po przerwie. Na drugą część spotkania zgorzelczanie wyszli niezwykle zmobilizowani. Prowadzeni przez niesamowitego Chrisa Danielsa, który w całym meczu zdobył 20 punktów i miał 19 zbiórek, najpierw dogonili, a później przegonili swoich rywali i już przed ostatnią kwartą prowadzili różnicą ośmiu punktów. Zgorzelczanie po chwili prowadzili już 20:0, a Energa Czarni swoje pierwsze punkty w tej części gry zdobyli dopiero po nieco ponad siedmiu minutach.
- Po przerwie byliśmy bardzo mocno zmotywowani, za co dziękuję swoim zawodnikom. Zdajemy sobie sprawę z rangi spotkania. Graliśmy bardzo agresywnie, a początek był rewelacyjny. Później już tylko kontrolowaliśmy wynik do samego końca - dodawał szkoleniowiec PGE Turowa.
Na początku ostatniej kwarty groźnie na parkiet upadł Alex Harris, który próbował zablokować Pawła Malesę. Amerykanin długo nie podnosił się z parkietu, ale ostatecznie został z niego zniesiony, jednak na boisko już nie powrócił. Po niesamowitej obronie w trzeciej kwarcie wicemistrzom Polski zostało jedynie bronić wynik. W decydujących momentach meczu gospodarze skutecznie odpierali ataki Energi Czarnych i wygrali bardzo ważne, piąte spotkanie półfinału play-off. W rywalizacji do czterech zwycięstw PGE Turów prowadzi 3:2.
- Pierwszą połowę zagraliśmy bardzo dobrze, ale nie wiem, co się z nami dzieje po przerwie, szczególnie w trzeciej kwarcie. Mobilizujemy się w szatni i każdy z nas chce dobrze zacząć drugą połowę, ale wychodzi inaczej - komentował Paweł Leończyk, skrzydłowy Energi Czarnych.
W ostatnich dziesięciu minutach po raz kolejny niepotrzebnie doszło do utarczek słownych. Tym razem antybohaterem okazał się Marcin Sroka, który miał bardzo wiele do powiedzenia Dragisy Drobnjakowi.
PGE Turów Zgorzelec - Energa Czarni Słupsk 81:71 (21:18, 10:24, 27:8, 23:21)
PGE Turów: Daniels 20 (1), Turek 16, Edney 12, Miljkovic 12 (2), Roszyk 8 (2), Harris 5 (1), Witka 3 (1), Bailey 2, Drobnjak 2, Stefański 1 i Bochno 0.
Energa Czarni: Bennett 20 (3), Kedzo 13 (2), Booker 12, Cesnauskis 11 (3), Bakić 5 (1), Malesa 4, Sroka 3, Leończyk 2 i Burks 1.