Rzadko kiedy niepochodzący z Rosji koszykarz ma okazję być kapitanem zespołu CSKA Moskwa, największej i najbardziej utytułowanej firmy w kraju naszych wschodnich sąsiadów. Ba, w historii tego klubu tylko jeden gracz spoza Rosji dostąpił zaszczytu zakładania opaski kapitańskiej. Mowa oczywiście o Matjazu Smodisie, 30-letnim Słoweńcu. Nie ma jednak w tym nic dziwnego. Smodis w stolicy Rosji pojawił się w roku 2005, czyli jest z drużyną od momentu, odkąd ta zapisuje nowy rozdział w swojej historii. - Bycie kapitanem to wielki honor, ale też wielka odpowiedzialność. Jeśli coś nie idzie, czy to na parkiecie czy poza nim, pierwszą osobą, która musi wziąć sprawy w swoje ręce jest właśnie kapitan. Musi umieć czytać różne sytuacje. Czasami jest trudno, ale lubię tę rolę - wyjaśnia zawodnik, który kapitanem jest od początku obecnego sezonu.
Smodis to europejskiej koszykówce klubowej synonim sukcesu. Kiedy w roku 2001 podpisał umowę z Kinderem Bolonia i po raz pierwszy w swojej karierze wszedł w współpracę z trenerem Ettore Messiną, zakończyło się to dla włoskiego zespołu triumfem w Eurolidze. Gdy cztery lata później Messina objął CSKA Moskwę, bez wahania w jego ślady poszedł Słoweniec. W ciągu czterech sezonów duet ten czterokrotnie poprowadził dumę Moskwy do mistrzostwa ligowego oraz dwukrotnie do zwycięstwa w Eurolidze. - Kiedy ponad dziesięć lat temu opuszczałem moją ojczyznę, nawet w najśmielszych snach nie przypuszczałem, że będę trzykrotnym triumfatorem Euroligi. To w dalszym ciągu brzmi jak piękny sen, lecz mam nadzieję, że jeszcze się nie skończył - opowiada skrzydłowy, nawiązując do zbliżającego się Final Four w Berlinie. Jeśli CSKA zwycięży, Smodis przejdzie do historii jako jedenasty koszykarz, który wywalczył przynajmniej cztery międzynarodowe trofea w koszykówce klubowej.
Zapytany, który sukces ceni sobie bardziej, 30-latek nie ma wątpliwości. - Gdy osiem lat temu wygrywałem Euroligę z Kinderem, byłem jeszcze młodym zawodnikiem, który niewiele rozumiał, co się dookoła niego dzieje. Im jestem starszy, tym bardziej doceniam każdy sukces, bardziej się nim rozkoszuję, gdyż wiem, jak trudno było go wywalczyć. Żeby coś osiągnąć trzeba być w świetnej dyspozycji fizycznej oraz mieć trochę oleju w głowie. Wówczas wszystko jest możliwe - przedstawia swoją wizję zawodnik CSKA.
Mimo wielu tytułów indywidualnych, trofeów zespołowych, mistrzostw i medali, Smodis nadal znajduje w sobie pokłady energii i niezaspokojonych ambicji. Teraz Słoweniec poluje na obronę mistrzostwa Euroligi, która to sztuka do tej pory udała się tylko dwóch zespołom - Kinderowi i Maccabi Tel Awiw. - To jest wisienka na torcie. Prawie nikomu nie udało się obronić zwycięstwa w kolejnym sezonie, po ówczesnym triumfie. My byliśmy bardzo blisko w 2007 roku, lecz przegraliśmy dwoma punktami z Panathinaikosem Ateny. Zabrakło niewiele. Teraz wierzę, że będzie odwrotnie i, jeśli spotkamy się z nimi w finale, zwyciężymy.
Jak już zostało wspomniane, sukcesy Smodisa idą nierozłącznie w parze z takowymi trenera Ettore Messiny. Obaj panowie darzą się wielkim szacunkiem. Słoweński skrzydłowy jest jednym z najbardziej ulubionych graczy włoskiego trenera, zaś sam jest przez niego traktowany jak drugi ojciec. - Ettore to wielki nauczyciel, świetny taktyk i rozsądny psycholog w jednym. To człowiek, który pomógł mi najwięcej w mojej karierze sportowej, ale również we wszelkich sprawach pozaboiskowych. Gdy miałem jakiś problem, zawsze najpierw udawałem się do niego - mówi obecny kapitan CSKA. Notabene, o przyznaniu mu odpowiedzialnej opaski zadecydował nie kto inny, jak właśnie Messina. - Myślę, że bez niego nie byłoby moich sukcesów. Bez niego nie byłoby sukcesów CSKA, Kinderu i wreszcie bez niego, koszykówka europejska byłaby nijaka. A teraz, przed Final Four w Berlinie, to on jest naszym największym atutem - konstatuje gracz.