Po pierwszej rundzie play off w NBA: Szalona seria Boston-Chicago, spacerek faworytów

W niedzielny wieczór Atlanta Hawks jako ostatni zespół uzyskał awans do półfinałów konferencji w tegorocznych play off. Z całą pewnością najważniejszym wydarzeniem pierwszej serii gier była niesamowita seria pomiędzy Boston Celtics a Chicago Bulls. Do dalszych gier bez problemu awansowali z kolei główni faworyci do mistrzowskiego pierścienia, Los Angeles Lakers i Cleveland Cavaliers.

W tym artykule dowiesz się o:

Cleveland Cavaliers - Detroit Pistons 4:0

Kluczowy gracz: LeBron James - 32 punkty, 11,3 zbiórki, 7,5 asysty

W pierwszej rundzie spodziewano się dwóch sweepów. Los Angeles Lakers oddali jeden mecz Jazzmanom, więc tylko Cleveland Cavaliers mogą poszczycić się tym osiągnięciem. Tłoki awansowały co prawda do play off po raz któryś tam z rzędu, lecz ich gra w niczym nie przypominała tej sprzed 2-3 lat. Do miana niewypału sezonu śmiało już teraz może kandydować wymiana Chauncey’a Billupsa na Allena Iversona. Ile znaczył "Mr. Big Shot" dla zespołu z Michigan pokazują dobitnie obecne wyniki Denver Nuggets, nowej drużyny doświadczonego playmakera. Koniec sezonu dla Detroit to najpewniej także koniec pewnej ery wielce zasłużonego klubu. Nie wiadomo co dalej z Rasheedem Wallacem, Tayshaunem Princem, Antonio McDyessem. Tymczasem problemy Pistons mało obchodzą Cavs, którzy celują w tym roku w jeden cel. LeBron James i jego ferajna są przekonani, że to właśnie ten czas. Póki co lider najlepszej drużyny sezonu zasadniczego wykręcił nieprawdopodobne numerki we wszystkich czterech spotkaniach i spokojnie czeka na kolejnego rywala. I tak aż do wielkiego finału...

Boston Celtics - Chicago Bulls 4:3

Kluczowy gracz: Rajon Rondo - 19,4 punktu, 11,6 asysty, 9,3 zbiórki, 2,7 przechwytu

Niesamowita, nieprawdopodobna, niezwykła, dramatyczna. Ta seria przejdzie do historii NBA. Siedem dogrywek w siedmiu meczach, to coś czego jeszcze nigdy nie było. Niesamowite mecze numer cztery i sześć, które będą przywoływane jeszcze niejednokrotnie. Co najważniejsze, był to pojedynek dwóch wielkich, choć jeszcze młodych, rozgrywających - Rajona Rondo i Derricke’a Rose’a. Obaj wznieśli się na wyżyny swoich możliwości, mimo że w swoich składach mają o wiele bardziej utytułowanych i cenionych kolegów. Ostatecznie triumfowali obrońcy tytułu, bowiem dysponowali bardziej wyrównanym składem i większym doświadczeniem. Na wagę złota okazywały się strzeleckie popisy Ray’a Allena i Paula Pierce’a. Uff... tyle emocji, a to dopiero pierwsza runda. Aha, najważniejsze. Wszystko to zdobyte bez udziału Kevina Garnetta.

Orlando Magic - Philadelphia 76ers 4:2

Kluczowy gracz: Dwight Howard - 24 punkty, 15,8 zbiórki, 2,8 bloku

Z wiadomego względu była to najciekawsza para dla kibiców koszykówki w naszym kraju. Po niespodziewanym początku i dwóch triumfach Philadelphii zanosiło się na niespodziankę dużego kalibru. Dla Szóstek mecze w końcówkach wygrywali Andre Iguodala i Thaddeus Young. Tymczasem Orlando pokazało pazur i wyszło zwycięsko z tej rywalizacji. Magikom nie przeszkodził nawet brak Dwighta Howarda i Courtney’a Lee, którzy nie mogli zagrać w szóstym meczu. "Supermana" fenomenalnie zastąpił Marcin Gortat, który zanotował double-double, a jego wsad nad Samuelem Dalembertem był akcją meczu. Prawdziwym sprawdzianem dla zespołu z Florydy będzie rywalizacja z bostońskimi Celtami. W sezonie zasadniczym było remisowo. Tym razem rysuje się ogromna szansa dla Magików. No chyba, że wróci Garnett...

Atlanta Hawks - Miami Heat 4:3

Kluczowy gracz: Josh Smith - 16,3 punktu, 8,8 zbiórki

Najdziwniejsza seria. Niby siedem meczów, a emocji praktycznie żadnych. Najbardziej wyrównane spotkanie zakończyło się 10-punktowym zwycięstwem Atlanty, choć tak naprawdę i ten pojedynek był jednostronny. W wygranych bataliach Żaru brylował Dwyane Wade, który nie otrzymał jednak dostatecznego wsparcia od reszty drużyny. Kiedy wygrywały Jastrzębie, solidarnie punktowała cała pierwsza piątka. Atlanta to bardzo solidna i poukładana ekipa. Skuteczny Joe Johnson, nieprzewidywalny Josh Smith i błyskotliwy Mike Bibby, to najważniejsze ogniwa ekipy ze stanu Georgia. Jeszcze dwa lata temu wszyscy śmiali się z Hawks, nazywając ich ligowym kopciuszkiem. Teraz są etatowym uczestnikiem rozgrywek play off, choć najprawdopodobniej ich udział w tej fazie zakończy się już w półfinale konferencji.

Los Angeles Lakers - Utah Jazz 4:1

Kluczowy gracz: Kobe Bryant - 27,4 punktu, 5,6 asysty, 5 zbiórek, 2,4 przechwytu

Tu nie było spodziewanego sweepa, choć dominacja Jeziorowców nie pozostawiała żadnych wątpliwości. Podopieczni Phila Jacksona potwierdzili, że są najrówniej i najpewniej grającą drużyną na Zachodzie. Co więcej, tak naprawdę nie widać na horyzoncie godnego przeciwnika dla kalifornijskiego zespołu, przynajmniej w konferencji. No dobra, może Denver Nuggets. W starciach z Utah, Lakers mogli sobie pozwolić na przesunięcie Andrewa Bynuma do rezerw. W każdej innej drużynie słabsza dyspozycja podstawowego centra byłaby katastrofą. W jego miejsce wskoczył Lamar Odom i wraz z Pau’em Gasolem rządzili pod koszami. Jackson ma komfort na obwodzie, pod koszami, na ławce... Bardzo często szeroki i wyrównany skład decyduje o najważniejszych meczach w play off. W przypadku takowej sytuacji, wicemistrzowie ligi są idealnie przygotowani. Mały kamyczek do ogródka Jeziorowców: w następnej rundzie trzeba będzie poprawić grę w końcówkach. W meczach z Jazzmanami zbyt często tracili znaczne przewagi, przez to właśnie przegrali jeden mecz w Salt Lake City.

Denver Nuggets - New Orleans Hornets 4:1

Kluczowy gracz: Chauncey Billups - 22,6 punktu, 7,4 asysty, 4 zbiórki

Zespół z Kolorado jest w gazie i jako jedyny wydaje się być w stanie zagrozić Los Angeles Lakers. Denver Nuggets pokonali New Orleans Hornets bez większego problemu, bowiem zneutralizowali ich największą broń. Mowa oczywiście o Chrisie Paulu, który w każdym meczu notował średnio prawie 5 strat! Jeśli "CP3" nie jest w formie, Szerszenie nie mają prawa wygrać żadnego meczu. Paul błysnął w meczu numer trzy, zdobywając 32 punkty, 12 asyst i 6 zbiórek. New Orleans wygrali wówczas swój jedyny mecz. W pozostałych bataliach na parkiecie rządzili podopieczni George’a Karla. Mózg drużyny Chauncey Billups oraz rozkręcający się z meczu na mecz Carmelo Anthony nie pozostawili rywalom żadnych złudzeń. Warto również przytoczyć statystyki punktowe koszykarzy Nuggets. Przeciętnie zdobywają 108,4 punktu, pozwalając jednocześnie przeciwnikowi na 84,2 punkty. Denver awansowało do półfinału konferencji po raz pierwszy od 15 lat, lecz wydaje się że na tym nie poprzestaną.

Dallas Mavericks - San Antonio Spurs 4:1

Kluczowy gracz: Dirk Nowitzki - 19,2 punktu, 8,6 zbiórki

Po dwóch latach niepowodzeń w pierwszych rundach play off (porażki z Golden State Warriors i New Orleans Hornets), koszykarze Dallas Mavericks w końcu udanie zaczęli najważniejszą część sezonu. Dla podopiecznych Ricka Carlisle żadnym problemem nie był fakt, że przewagę własnego parkietu miało San Antonio Spurs. Już w pierwszym meczu tej serii Dirk Nowitzki i jego ferajna udowodnili swoją wyższość nad Ostrogami, które w całej rywalizacji urwały tylko jedno spotkanie. Nie ulega wątpliwości, że era San Antonio Spurs właśnie dobiegła końca. Fenomenalny Tony Parker i nie schodzący poniżej pewnego poziomu Tim Duncan to zdecydowanie za mało, aby rywalizować o najwyższe cele. Można nawet zaryzykować tezę, że ze zdrowym Manu Ginobilim 4-krotni mistrzowie NBA mieliby duże problemy z wyeliminowaniem Dallas. Zwycięzca teksańskiej walki zmierzy się z Denver Nuggets, którzy z całą pewnością będą dużo bardziej wymagającym rywalem.

Houston Rockets - Portland Trail Blazers 4:2

Kluczowy gracz: Yao Ming - 15,8 punktu, 10,7 zbiórki, 1,2 bloku

Po raz pierwszy od czasu ery Yao Minga i Tracy’ego McGrady’ego Houston Rockets awansowali do drugiej rundy play off. Z tą jednak różnicą, że chiński środkowy był najjaśniejszą postacią zespołu, a "T-Mac" był obecny z zespołem jedynie duchowo... Od czasu kontuzji McGrady’ego w teksańskim zespole wiele się zmieniło. Do głosu zaczęli dochodzić mało dotychczas znani gracze, tacy jak Wafer, Brooks, Landry czy Lowry. Jeśli do tego dodamy doświadczonych Artesta i Battiera, to wychodzi całkiem ciekawe zestawienie. Rakiety bez większego problemu poradziły sobie ze Smugami, które i tak mogą ten sezon uznać za udany. W następnej fazie nie będzie już tak łatwo, bowiem naprzeciwko staną sami mistrzowie Zachodu, Los Angeles Lakers.

Źródło artykułu: