Przypomnijmy, iż w czwartej kwarcie czwartego meczu ćwiećfinałowego z Rosą Radom Jarosław Mokros musiał opuścić parkiet Hali MOSiR-u z powodu kontuzji palca. Jak się później okazało, było to pokłosiem uderzenia w... kolano rywala. - Szybko to się stało. A.J. English się "odsłonił", pomyślałem, że zdążę wybić piłkę, ale okazał się szybszy, nie trafiłem w nią i uderzyłem go prosto w kolano - powiedział w rozmowie z Radiem Zielona Góra sam zawodnik.
Przed godziną 22 podkoszowy Stelmetu Enei BC Zielona Góra opuścił jeden z radomskich szpitali z mocno owiniętym środkowym palcem prawej dłoni. - Czuję się dobrze. Już jest po wszystkim, palec jest zabezpieczony, jest okej - zapewnił.
Mocno załamany kontuzją podopiecznego był na pomeczowej konferencji prasowej Andrej Urlep. Trener wysnuł nawet stwierdzenie, że koszykarza zabraknie już do końca sezonu. Mówiło się bowiem o otwartym złamaniu palca. - Początkowo nasz fizjoterapeuta i lekarze mówili, że to złamanie. Po rentgenie okazało się, że to zwichnięcie stawu i drobne złamanie przy paliczku, jest jakiś ubytek. Ponadto otwarta skóra na palcu. Wszystko jest już pozszywane, nastawione - podkreślił Mokros.
Diagnozy mówią o ponad miesiącu absencji gracza. On sam chce wrócić na parkiet dużo wcześniej i pomóc drużynie w ewentualnym finale Energa Basket Ligi. - Lekarze mówią, trochę na wyrost, o pięciu-sześciu tygodniach. Myślę, że na pewno to się szybciej skończy - zaznaczył Mokros.
Stelmet pokonał Rosę 93:83 i zwyciężył w całej serii 3-1, zapewniając sobie awans do półfinału. W nim spotka się z Anwilem Włocławek, a pierwsze mecze w tej parze odbędą się w przyszły weekend.
ZOBACZ WIDEO Miroslav Radović: Czas na drugi krok