Sezon 2005/2006 był dla Igora Griszczuka debiutancką przygodą z rolą pierwszego szkoleniowca. Białorusin, dotąd kojarzony tylko z włocławskim Anwilem, zdecydował się rozpocząć pracę ze słupskim klubem, gdyż na Kujawach takiej szansy nie dostał. 41-letni wówczas trener doskonale odnalazł się w nowym środowisku, co przełożyło się na jedyne podium w historii Energi Czarnych. W meczach, którego stawką było trzecie miejsce i brązowy medal, słupszczanie okazali się lepsi w dwóch starciach od ówczesnego beniaminka Polpaku Świecie. I choć w kolejnym sezonie Czarni pod wodzą Griszczuka zajęli ”tylko” piątą pozycję, to następne rozgrywki już były kompletnie nieudane. Białorusina z polskim paszportem zwolniono, a zespół zakończył sezon na dalekim jedenastym miejscu.
Debiutancki sezon Griszczuka był więc najlepszym w historii klubu z miasta nad Słupią. Trzeba było kolejnych trzech sezonów i wielkich zawirowań w zespole, by Czarni ponownie zmierzyli się w walce o medale. Udało się to trenerowi Gasparowi Okornowi, który przejął stery w drużynie już w trakcie sezonu. Słoweniec wprowadził wiele roszad kadrowych, które ostatecznie okazały się owocne. Na ile? To okaże się po maksymalnie trzech meczach rywalizacji o brązowy medal.
Stara prawda głosi, że w sporcie sentymentów nie ma. Kiedy trener Griszczuk rywalizował z Anwilem będąc na ławce Energi Czarnych, chciał tylko jednego - pokonać rywala, nie zważając, że jest nim jego były zespół. Teraz będzie podobnie. Białorusin już na konferencji prasowej po ostatnim pojedynku z Asseco Prokomem Sopot mówił. - To kompletnie nie ma żadnego znaczenia. Anwil jest moim klubem i teraz liczą się dla mnie tylko zwycięstwa dla Włocławka.
Tym bardziej, że ekipa z Kujaw ma o co walczyć. Anwil ostatni sukces odniósł dwa lata temu, wygrywając Puchar Polski. Poprzedni raz włocławianie w finale play-off zagrali jeszcze wcześniej, bo w sezonie 2005/2006. Ostatni brązowy (i notabene jedyny z tego kruszcu) medal pamiętają zaś tylko starsi kibice. Było to bowiem w sezonie 1994/1995, kiedy podopieczni Wojciecha Krajewskiego pokonali Śnieżkę ASPRO Świebodzicie 3-0.
Tyle względem historii, która nijak nie będzie wpływała jednak na aktualną rywalizację obu klubów. Największym znakiem zapytania dla szkoleniowca Anwilu jest kondycja jego zespołu. W piątym, a w szczególnie szóstym meczu konfrontacji z sopocianami włocławianie wyglądali, jakby powoli wyczerpywały się im akumulatory, co przełożyło się na kiepską skuteczność m.in. z dystansu - najważniejszej broni drużyny. Inaczej bowiem nie da się wytłumaczyć niecelnych rzutów za trzy punkty z czystych pozycji Łukasza Koszarka czy Tommy’ego Adamsa. ”Rottweilery” w dalszym ciągu grają zaledwie siódemką, w porywach ósemką zawodników, choć z drugiej strony - czasu na regenerację po półfinale było dostatecznie dużo.
Problemem trenera Okorna jest przede wszystkim chwiejna forma jego podopiecznych i gra falami. Demetric Bennett i Mantas Cesnauskis do spółki z Mateo Kedzo i Chrisem Bookerem są w stanie rozmontować każdą defensywę ligi, by za chwilę przez kilka akcji gubić piłkę w najprostszych sytuacjach. W meczu numer pięć w Zgorzelcu zespół Energi Czarnych prowadził do przerwy 42:31, by w trzeciej kwarcie dać sobie rzucić z rzędu 20 oczek, samemu nie zdobywając żadnego kosza! Nie da się ukryć, że jeśli myśli się o jakimkolwiek medalu, stabilizacja formy jest kwestią nadrzędną. Słoweniec na ławce słupskiej ekipy ma jednak ten komfort, że w obliczu potencjalnej kiepskiej postawy zawodników pierwszopiątkowych, może sięgnąć po graczy rezerwowych w postaci Pawła Leończyka, Bojana Bakicia czy Omara Barletta.
Dłuższa ławka słupszczan nie pozwoli Anwilowi skoncentrować się na tylko jednym koszykarzu, gdyż nie jest wiadomo, który z nich akurat tego dnia będzie w dobrej dyspozycji. Włocławianie muszą być więc przygotowani na różne warianty gry. W przeciwieństwie do Czarnych. Trener Okorn doskonale zdaje sobie sprawę, że gdy cała siódemka Anwilu nie zagra na wysokim poziomie, zespołowi temu będzie bardzo trudno o zwycięstwo. Zaś ograniczenie duetu Koszarek - Paul Miller to już połowa sukcesu.
Szanse obu zespołów są mniej więcej równe, a ważnym czynnikiem będzie również sama psychika koszykarzy. Ten zespół, który lepiej zniesie fakt, iż odpadł z rywalizacji o złoto i szybciej przystosuje się do nowych warunków, będzie w lepszym położeniu. - Nabierzemy sił i będziemy gotowi do kolejnej walki. Sezon się dla nas nie skończył. Zrobimy wszystko, aby zwyciężyć dwa razy i zdobyć brązowe medale - mówi Adams. Problem w tym, że i słupszczanie myślą tak samo.
Pierwszy mecz o trzecie miejsce rozegrany zostanie we włocławskiej Hali Mistrzów, 9 maja, o godz. 18.00. Bilety do nabycia w kasach klubowych na dwie godziny przed meczem w cenie 20 i 25 złotych.