Arcyciekawe finały obu konferencji w lidze NBA zmierzają do końca. Cleveland Cavaliers remisują 3-3 z Boston Celtics i dokładnie w takim samym położeniu są koszykarze Golden State Warriors oraz Houston Rockets. Po raz pierwszy od 1979 roku zarówno na wschodzie i na zachodzie dojdzie do siódmego pojedynku w finale konferencji.
W nocy z niedzieli na poniedziałek Celtics podejmą Cavaliers. Przed rokiem Kawalerzyści gładko odprawili zespół z Massachusetts (4-1), ale tym razem silniejsi rywale postawili zdecydowanie trudniejsze warunki. Co więcej, Cavs w tej serii nie zdołali ani razu zwyciężyć na wyjeździe. Będą musieli to zrobić, aby po raz kolejny zagrać w wielkim finale.
Jakby tego mało, w siódmym starciu nie wystąpi podstawowy zawodnik Cavaliers, Kevin Love. Skrzydłowy w szóstym pojedynku doznał wstrząśnienia mózgu. Celtics również nie mogą wystawić najsilniejszego składu. Od początku sezonu muszą radzić sobie bez Gordona Haywarda, a od kilku tygodni również bez Kyrie Irvinga.
Po raz kolejny dojdzie do starcia kolektywu z jednostką. Cavaliers to LeBron James i długo, długo nikt. W szóstym meczu zdobył aż 46 punktów, a pierwszy raz opuścił parkiet dopiero po 35 minutach gry. Gwiazdor nie miał zbyt wiele czasu na odpoczynek, a za kilka godzin będzie musiał wznieść się na równie wysoki poziom intensywności.
Nikt nie ma wątpliwości, że LeBron jest w stanie wprowadzić swój zespół do finału. W tegorocznych play-offach notuje średnio 33,9 punktu, 8,9 zbiórki oraz 8,8 asysty. Bukmacherzy niemniej jednak nieco więcej szans dają gospodarzom. LBJ w Bostonie zdobywa o 12 punktów mniej niż w Cleveland.
Początek rywalizacji w nocy z niedzieli na poniedziałek o godzinie 02:30 czasu polskiego.
ZOBACZ WIDEO Prezes Legii o trenerze na kolejny sezon. "Klafurić jest w ścisłym gronie najpoważniejszych kandydatów"