Rachunek jest bardzo prosty. Kyrie Irving już tego lata kwalifikuje się do przedłużenia umowy z Boston Celtics, lecz z oczywistych względów woli wstrzymać się z decyzją. A kluczowy w tym wypadku czynnik to rzecz jasna pieniądze. - Podpisanie umowy już teraz nie miałoby większego sensu - stwierdził Uncle Drew.
Jeśli rozgrywający zdecydowałby się na przedłużenie kontraktu już teraz, jego konto wzbogaciłoby się o 107 milionów dolarów za cztery kolejne sezony. To oczywiście bardzo dużo, ale też nieporównywalnie mniej niż to, ile Irving zarobi, jeśli poczeka do przyszłego lata. Wówczas może stać się bogatszy aż o dodatkowe 80 mln (ok. 187). Różnica jest więc niebagatelna.
- Jedyna rzecz, którą tak naprawdę martwię się na tu i teraz, to wygranie wraz z chłopakami mistrzostwa za rok - podkreślił 26-latek. - Naprawdę koncentrujemy się teraz na jednym celu. Dokładam wszelkich możliwych starań, aby się odkuć po kontuzji i skupić na tym, co przede mną i zespołem - dodał, wyraźnie unikając odpowiedzi na pytania o swoją przyszłość.
Lider Celtics zwrócił także uwagę na to, jak wielkie słowa uznania należą się jego kolegom za to, czego zdołali dokonać w tegorocznych play-offach, radząc sobie nie tylko bez niego, ale rzecz jasna także bez drugiego lidera, Gordona Haywarda.
- Nie mogę być z nich bardziej dumny niż jestem. Dotrwali aż do siódmego meczu finału konferencji. Pokazali, ile są warci. Będą naprawdę dużymi gwiazdami tej ligi przez wiele następnych lat - komplementował młodszych kolegów Irving.
Na myśli miał w głównej mierze Jaylena Browna i Jaysona Tatuma, ale także Terry'ego Roziera, który udanie zastąpił go na rozegraniu w całej fazie posezonowej.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Polska - Litwa. Robert Lewandowski: To zwycięstwo niewiele daje. Nieraz trudniej strzelić gola na treningu