Mistrz zatrzymany - relacja z meczu Asseco Prokom Sopot - PGE Turów Zgorzelec

PGE Turów, wygrywając we wtorek w Sopocie 93:84, wyrównał stan finałowej rywalizacji z Asseco Prokomem i w serii do czterech zwycięstw jest 1:1. Teraz dwa spotkania odbędą się w Zgorzelcu.

- W pierwszym meczu popełniliśmy zbyt dużo błędów. Nie realizowaliśmy założeń taktycznych, a zawodnicy mieli inne podejście do zawodów. Mam nadzieję, że tym razem będzie inaczej i podejmiemy walkę - mówił tuż przed rozpoczęciem spotkania Paweł Turkiewicz. - W wolny dzień odpoczywaliśmy i regenerowaliśmy siły, a także taktycznie rozstrzygaliśmy kwestie defensywne - dodawał szkoleniowiec PGE Turowa. - Turów nie przez przypadek jest w finale. Powinniśmy zapomnieć o pierwszym spotkaniu - tłumaczył Adam Hrycaniuk, środkowy Asseco Prokomu.

Jako pierwsi o niedzielnym meczu najwyraźniej szybciej zapomnieli zgorzelczanie. To w grze wicemistrzów Polski widać było zdecydowaną poprawę i chęć rehabilitacji za porażkę. Obie ekipy grały dynamicznie i konsekwentnie dogrywały piłki pod kosz tocząc niezwykle wyrównany bój. Bardzo mocna obrona koszykarzy PGE Turowa wymuszała wiele fauli gospodarzy, a swojego dnia najwyraźniej nie miał Qyntel Woods, który szybko z dwoma przewinieniami na swoim koncie usiadł na ławce rezerwowych. Intensywność gry wymuszała na trenerze Tomasie Pacesasie częstą rotację, ale pomimo bloków Roberta Witki i Johna Turka to sopocianie zarysowywali nieznaczną przewagę pod atakowanym koszem i prowadzili 25:22.

Druga kwarta niewiele różniła się od pierwszej. Zaskoczeniem była jednak postawa Pata Burke, który ze stuprocentową skutecznością trafiał z dystansu (4/4 w całym meczu). - Kosztem obrony przeciwko Loganowi i Woodsowi pozwalaliśmy wysokim Prokomu na rzuty z dystansu - komentował w przerwie Robert Witka, kapitan przygranicznej drużyny. Bardzo aktywny był Chris Daniels, który walczył pod tablicami i polował na przechwyty. Zgorzelczanom przydarzyła się jednak chwila słabości i kilka strat, które natychmiast wykorzystał Asseco Prokom. Te błędy kosztowały gości aż osiem punktów z rzędu, ale dobra gra Dragisy Drobnjaka pozwoliła minimalnie ją zniwelować i sopocianie schodzili do szatni prowadząc 50:44.

Gospodarze do przerwy byli zdecydowanie skuteczniejsi na obwodzie od swoich rywali, ale częściej mylili się na półdystansie. Wydawało się jednak, iż zgorzelczanom nareszcie udało się zatrzymać Davida Logana i Qyntela Woodsa, którzy w ciągu pierwszych dwudziestu minut zdobyli łącznie zaledwie osiem punktów. Wszystko zupełnie odmieniło się po przerwie i kibice oglądali dwie diametralnie różne kwarty.

Trzecia kwarta zazwyczaj była domeną koszykarzy ze Zgorzelca, którzy na tę część spotkania wychodzili maksymalnie skoncentrowani i pewni swego. Tym razem jednak role się odwróciły. PGE Turów zupełnie się pogubił, zaczął popełniać liczne straty i dopuścił do wielu trafień graczy Asseco Prokomu z dystansu, bowiem obrona strefowa była złym rozwiązaniem. Po tego typu akcjach Woodsa, Logana i Filipa Dylewicza mistrzowie Polski prowadzili 68:47 i wydawało się, że na tym emocje się zakończyły, bowiem do połowy kwarty było 18:3. Nic bardziej mylnego.

Natychmiast o przerwę na żądanie poprosił trener Paweł Turkiewicz i... wpoił swoim podopiecznym pomysł na grę w ofensywie. Zgorzelczanie rzucili się do odrabiania strat i zaczęli wymuszać kolejne błędy sopocian, co spowodowało odrobienie dziesięciu punktów z przewagi Asseco Prokomu. Na początku ostatnich dziesięciu minut gracze przygranicznej drużyny postawili jednak taką obronę strefową, z którą zupełnie poradzić sobie nie mogli mistrzowie Polski.

Obrońcy mistrzowskiego tytułu pudłowali rzut za rzutem, a sprawy w swoje ręce wziął Tyus Edney, który miał o tyle utrudnione zadanie, ponieważ nie mógł liczyć na swojego zmiennika. Bryan Bailey nie znalazł się w meczowej dwunastce, bowiem narzeka na uraz barku. Rozgrywający PGE Turowa był jednak profesorem. Znakomite decyzje podejmowane przez Amerykanina i kreowanie pozycji obwodowych spowodowało grad trafień z dystansu Roberta Witki, Dragisy Drobnjaka i Alexa Harrisa.

Zgorzelczanie przez blisko pięć minut gry zdobyli dwanaście punktów, nie pozwalając swoim rywalom ani razu trafić do kosza i wyszli na prowadzenie 71:70. Wicemistrzowie Polski osiągnęli przewagę na bronionej tablicy i zbierali praktycznie każdą piłkę po rzucie zawodników z Sopotu, po czym napędzani przez Edney'a seryjnie zdobywali punkty i ostatecznie wygrali 93:84.

Asseco Prokom Sopot - PGE Turów Zgorzelec 84:93 (25:22, 25:22, 20:15, 14:34)

Asseco Prokom: Burke 19 (4), Ewing 15 (1), Woods 15 (2), Burrell 10 (2), Dylewicz 10 (1), Logan 9 (1), Zamojski 6, Brazelton 0, Hrycaniuk 0 i Łapeta 0.

PGE Turów: Drobnjak 23 (2), Edney 17, Daniels 13, Harris 13 (3), Miljkovic 13 (1), Witka 12 (2), Roszyk 2, Bochno 0, Szymański 0 i Turek 0.

Źródło artykułu: