Sopocianie na parkiet weszli niezwykle zmotywowani i już po chwili prowadzili 11:3, a ani centymetra wolnej przestrzeni nie pozostawiano Tyusowi Edney’owi, który cały czas był nękany przez obrońców.
Zgorzelczanom, za sprawą Johna Turka, Chrisa Danielsa i Damira Miljkovicia, udało się wyjść na jednopunktowe - i jak się później okazało jedyne w meczu - prowadzenie. Po chwili jednak mistrzowie Polski odzyskali prowadzenie i pierwsze dziesięć minut wygrali 24:21.
Podobnie, jak na początku meczu, tak i na rozpoczęcie drugiej kwarty, fantastyczną serią popisali się goście, którzy zdobyli dziewięć punktów, nie tracąc przy tym ani jednego. Taką grę Przemysław Zamojski przypłacił dość poważnie wyglądającym urazem kolana i natychmiast, przy pomocy kolegów, opuścił boisko. Polskiego rzucającego bardzo dobrze zastąpił Adam Łapeta, który zdobył sześć punktów i popisał się świetnym wsadem po podaniu Filipa Dylewicza.
Koszykarze PGE Turowa bardzo szybko popełniali faule, co skrzętnie wykorzystali goście, którzy osiągnęli trzynastopunktowe prowadzenie (37:24). Grę gospodarzy poukładał dopiero Tyus Edney, a nieco ożywiło ją Chris Daniels i wicemistrzowie Polski schodzili do szatni przegrywając 49:40.
- Zbyt dużo prostych błędów spowodowało przewagę rywali do przerwy i później niewymuszonych strat tylko ją powiększyły - komentował na pomeczowej konferencji prasowej Paweł Turkiewicz, trener PGE Turowa.
Po przerwie podopieczni Pawła Turkiewicza rzucili się do odrabiania strat, chociaż David Logan i Qyntel Woods utrudniali im to, jak tylko mogli. Szybsza gra Edney’a i skuteczne rzuty Miljkovicia pozwoliły zgorzelczanom tracić do rywali zaledwie cztery punkty. Decydujące momenty miały jednak miejsce w ostatnich dziesięciu minutach gry. Zgorzelczanie bardzo mocno bronili, nie pozwalając Asseco Prokomowi na celne rzuty, ale sami pudłowali z dystansu.
Dopiero pojawienie się na boisku Gorjana Radonjicia, specjalisty od rzutów z dystansu, a także jego dwa celne trafienia za trzy, pozwoliły przygranicznej drużynie zbliżyć się do rywali na odległość trzech punktów (71:68) i później po punktach Danielsa i Krzysztofa Roszyka (75:72).
- W tych dwóch pojedynkach staraliśmy się walczyć na tyle, na ile możemy, ale za każdym razem Prokom zadawał cios w decydujących momentach - dodał Robert Witka, dodawał kapitan gospodarzy.
To było jednak wszystko, na co stać było tego dnia wicemistrzów Polski. Sopocianie do końca powiększali już tylko przewagę, a gospodarze mylili się w decydujących momentach i ostatecznie 77:85. Obrońcy mistrzowskiego tytułu w serii do czterech zwycięstw prowadzą 3:1 i już tylko krok dzieli ich od wywalczenia złotego medalu.
- Jesteśmy coraz bliżej mistrzostwa, ale to jeszcze nie koniec - tłumaczył Tomas Pacesas. - Turów gra naprawdę świetnie i stawia nam niesamowite warunki, więc spodziewamy się ciężkiego meczu w środę w Sopocie. Teraz jest już łatwiej, bowiem z ewentualnych trzech spotkań musimy wygrać tylko raz - zakończył szkoleniowiec Asseco Prokomu.
PGE Turów Zgorzelec - Asseco Prokom Sopot 77:85 (21:24, 19:25, 20:18, 17:18)
PGE Turów: Daniels 16, Miljkovic 13 (3), Edney 12, Radonjic 11 (3), Witka 8 (2), Drobnjak 6,Turek 6, Roszyk 5, Bochno 0, Harris 0 i Stefański 0.
Asseco Prokom: Woods 18, Logan 17 (3), Dylewicz 12, Ewing 11, Brazelton 7 (1), Burrell 7, Burke 6, Łapeta 6, Zamojski 1 i Hrycaniuk 0.