Stipe Modrić oraz Milos Paravinja nie będą miło wspominać sezonu 2008/2009 spędzonego we Włocławku. Obaj koszykarze częściej leczyli kontuzje, niż występowali na parkiecie. Pierwszy z nich zagrał w 19 spotkaniach, notując średnio 6,7 punktu i 5,4 zbiórki, podczas gdy drugi w tylko 10 meczach uzyskiwał przeciętnie 6,3 punktu i 3 zbiórki.
Modriciowi podczas całego sezonu przydarzyły się cztery urazy, lecz wszystkie dotyczyły więzadeł w kolanie. Paravinja z kolei poza więzadłami w kolanie, uszkodził również rzepkę, a tuż po rozpoczęciu play-off - złamał dłoń.
Jakby tego było mało, okazało się, że to nie koniec nieprzyjemności dla obu zawodników. Podczas gdy cały zespół odbierał brązowe krążki za wywalczenie trzeciego miejsca, obaj koszykarze nie zostali wyczytani po odbiór medali, a dwa dni później nie zaproszono ich na pożegnalną uroczystość w jednym z włocławskim lokali. - To moja decyzja. A za co mieli otrzymać medale i zaproszenie na pożegnanie zespołu? Głównie leczyli kontuzje, a nie grali - wyjaśnia sytuację na łamach jednej z włocławskich gazet Zbigniew Polatowski, prezes Anwilu.
Przyczyn takiego stanu rzeczy upatruje się w niesportowym zachowaniu obu koszykarzy. - W trakcie sezonu nie zgodzili się na rozwiązanie kontraktów z klubem, mówiąc, że należą im się premie za zdobycie medalu. Nie wyrazili żadnej dobrej woli i chęci współpracy. Uznałem więc, że nie należą im się żadne honory, bo na to nie zasłużyli - tłumaczy podstawy swojej decyzji prezes Polatowski.
W najbliższych dniach podejmiemy próbę skontaktowania się z zawodnikami w celu zaprezentowania ich stanowiska.