Triple-double to osiągnięcie, które polega na zdobyciu przez jednego zawodnika w meczu wartości co najmniej 10 w trzech kategoriach statystycznych (np. punkty, zbiórki, asysty). Ostatnim Polakiem, który tego dokonał był Paweł Wiekiera.
W sezonie 2005/2006 w barwach Astorii Bydgoszcz zdobył 10 punktów, 10 asyst i 13 zbiórek. Od tego momentu tylko czwórce zawodników (sami obcokrajowcy) udało się osiągnąć triple-double.
Teraz Paweł Leończyk z Trefla Sopot był o krok od powtórzenia wyczynu Pawła Wiekiery. W meczu z Polskim Cukrem zanotował 14 punktów, 13 zbiórek i aż 7 asyst. Zawodnik żałuje, że jego statystyki nie przełożyły się na wygraną zespołu. Do szczęścia wiele nie zabrakło - torunianie wygrali po nerwowej końcówce 76:72.
- Starałem się aktywnie walczyć o piłkę na tablicach. Żałuję, że nie trafiłem 2-3 więcej rzutów z gry, kilka piłek wykręciło się z kosza. A asysty? To wynika z systemu, który bardzo mi odpowiada. Mogę swobodnie rozrzucać piłkę spod kosza do lepiej ustawionych kolegów, którzy to wykorzystywali. Przy porażce takie cyferki nic jednak nie znaczą - mówi Leończyk, który wrócił do Trefla po trzech latach przerwy. Ostatnio występował w Anwilu Włocławek, z którym zdobył mistrzostwo Polski.
Cały zespół Trefla zasłużył na pochwałę. Sopocianie, mimo absencji Iana Bakera i Milana Milovanovicia, mocno postawili się Polskiemu Cukrowi. Drużyną dobrze dyrygował Łukasz Kolenda (14 punktów, 5 asyst), a skuteczni tego dnia byli Vernon Taylor (20 pkt) i wspomniany Leończyk. - Zmierzyliśmy się z dobrym zespołem, który jest na innym etapie niż my, a zagraliśmy mimo osłabienia naprawdę dobre zawody. Nie mamy czego się wstydzić - uważa były gracz Anwilu.
ZOBACZ WIDEO Polska - Portugalia. Kamil Glik: Po takich meczach nie zasypia się łatwo
Teraz Trefl zmierzy się ze Spójnią. To będzie wyjątkowy mecz dla Leończyka, który urodził się w Stargardzie. Tam stawiał swoje pierwsze kroki w zawodowej karierze. Stargardzianie w pierwszej kolejce wysoko ulegli Kingowi Szczecin (64:95). Kapitan Trefla przestrzega jednak przed lekceważeniem beniaminka.
- Wychowałem się na Spójni i pamiętam, że to miasto zawsze żyło tą dyscypliną sportu. W dzieciństwie często chodziłem na mecze. Fajnie, że wielka koszykówka wróciła do tego miasta. Ten pierwszy mecz kompletnie nie oddaje poziomu i charakteru tej drużyny. Uważam, że teraz ta presja trochę z nich zejdzie i na pewno pokażą się z lepszej strony - podkreśla.