Nazywa się Michaelyn Duane Scott, ale zapytany, czy ktoś się tak do niego zwraca, tylko się uśmiecha i przecząco kiwa głową. Wszędzie, gdzie grał, a z powodzeniem występował ostatnio na Litwie i Chorwacji, mówiono po prostu Mike Scott. Szybko przyjęło się to także w Polsce. - Tak właśnie mnie nazywają i zaczęło się to od czasów college’u, nigdy nie wiedziałem dlaczego. Przypuszczam, że po prostu łatwiej jest napisać czy powiedzieć Mike, niż moje prawdziwe imię (śmiech) - wyjaśnia 25-latek.
Wiemy na pewno, że to nie pierwszy Mike Scott, zawodowo uprawiający koszykówkę. Takimi samymi inicjałami przedstawia się też aktualny zawodnik drużyn Los Angeles Clippers, klubowy kolega Marcina Gortata. Charakterystyczny, wytatułowany od ramion po szyję, ponad dwumetrowy skrzydłowy. Zupełnie inny, niż nasz, mierzący 185 centymetrów rozgrywający. A jednak. Dla niektórych, to ta sama osoba.
Czy popełniają błędy i mylą waszą dwójkę? - Cały czas! Koledzy mojej mamy zawsze żartują, że powinienem zmienić imię, ponieważ za każdym razem, kiedy ktoś widzi moje inicjały, myśli o innym Mike’u. To całkiem zabawne. Mój sposób jest taki, że po prostu mówię ludziom, aby używali mojego pełnego imienia i nazwiska albo do Mike Scott dodawali aktualny zespół, w którym gra. To chyba najprostsza droga, żeby mnie znaleźć - tłumaczy gracz wicemistrzów Polski.
Michaelyn Duane urodził się w Tulsie, stanie Oklahoma, choć tam spędził tylko wczesne dzieciństwo. Jak sam wspomina: - Nie pamiętam zbyt wiele z Tulsy, przeprowadziłem się do Los Angeles, kiedy miałem dziewięć lat. Ale na początku, nie było łatwo, to fakt. Dorastałem w towarzystwie mamy, dwóch braci i siostry. Mam nadzieję, że koszykówka pozwoli mi wkrótce wesprzeć także ich w dużym stopniu - odpowiada.
ZOBACZ WIDEO: Hołowczyc o Orlenie wspierającym Kubicę: To dobrze wydane pieniądze. Znak na bolidzie to coś dużego
Charyzma, nieustępliwość, zadziorność na parkiecie, własny styl bycia poza nim, tak różny od wszelkich norm w tamtym czasie. Taki właśnie był Allen Iverson, jedyny w swoim rodzaju. To właśnie ta postać była bodźcem dla Scotta, inspirując go do bycia tym, kim się stał. - Allen Iverson zrobił tyle dla koszykówki, że aż trudno opisać to słowami. Pokazał, że można zostać kimś ważnym, nawet zaczynając od samego zera. Zdominował NBA, choć był nawet niższy ode mnie. To robi wrażenie. W mojej opinii jest najlepszym zawodnikiem w historii tej gry - wyraża swoją opinię koszykarz żółto-niebieskich.
Sam zawsze marzył o NBA. - Odkąd miałem sześć lat i tylko pamiętam. Pasjonuję się koszykówką i chcę grać w tę grę najdłużej, jak tylko Bóg mi pozwoli. Mam nadzieję, że kiedyś będzie dane spełnić mi to marzenie o NBA. To będzie długa podróż, ale kto wie - zaznacza 25-latek, który na razie udanie radzi sobie w Europie. Ma także zadatki, aby zostać świetnym zawodnikiem w drużynie z Ostrowa. Dotychczas w ośmiu meczach w BM Slam Stali notował średnio 15,4 punktu, 2,0 zbiórki, 3,9 asysty i 2,4 przechwytu. Wicemistrzowie Polski zwyciężyli sześć z nich.
Jeszcze do niedawna kiedy mówiło się Zach LaVine, myślało się od razu o pamiętnym konkursie wsadów. Absolwent uczelni UCLA w 2016 roku przywrócił tym zmaganiom dawny blask, oczarował świat swoimi spektakularnymi próbami, a jego popisy porównywało się z tymi Vince'a Cartera. Teraz LaVine stawia także poważne kroki, aby w przyszłości zostać zawodnikiem formatu All-Star. Kiedy Michaelyn Duane Scott pojawił się w Ostrowie, często miał na sobie ciuchy sygnowane nazwiskiem wschodzącej gwiazdy Chicago Bulls. I nie był to przypadek. - Zach to mój dobry kolega, znamy się od ponad trzech lat. Poznaliśmy się przez mojego przyjaciela, który był też jego znajomym, ponieważ grali razem na studiach. Staliśmy się dobrymi kumplami, tego lata naprawdę dużo wspólnie pracowaliśmy - mówi Scott.
- Czasem mieliśmy dziennie nawet cztery treningi. To przyniosło korzyści nam wszystkim, teraz to widać - opowiada rozgrywający BM Slam Stali o wspólnych treningach. Zach LaVine w dotychczasowych 21 meczach Bulls zdobywa średnio imponujące 25,6 punktu, 5,5 zbiórki oraz 4,6 asysty. - Widziałem go latem, przed sezonem. Zasługuje na to wszystko, co już osiągnął i niebawem zdobędzie. Wiem na pewno, że pracuje bardzo ciężko na swój sukces. Wiedziałem, że zacznie błyszczeć w Chicago, bo włożył w to olbrzymi wysiłek i trud - mówi Scott o swoim koledze.
Zapytaliśmy go, czy kiedy jest w Polsce, udaje mu się utrzymywać kontakt z koszykarzem Bulls. - Jeśli nie rozmawiamy ze sobą przez jakiś czas, to często dzwonimy do siebie, żeby po prostu sprawdzić, co słychać. Kiedy trwa sezon, każdy z nas stara się być skupiony, więc rozmawiamy trochę rzadziej, ale kiedy tylko nam się uda, to zdecydowanie utrzymujemy kontakt. Gramy też wspólnie na konsoli, jeśli tylko znajdziemy na to czas (śmiech) - opowiada Scott. Czy zamierza odwiedzić go w Stanach Zjednoczonych? - Tak, prawdopodobnie wybiorę się obejrzeć jego mecze, jeśli cały czas będą grać. Jeśli nie, to może uda się w przyszłym sezonie. Mam nadzieję, że nie będę mógł, bo chcę z BM Slam Stalą zdobyć mistrzostwo - kończy z jasnym postanowieniem Michaelyn Duane Scott.