- Nie możemy pozwolić sobie na porażkę. Przekreśli ona nasze szanse na udział w finale, o który tak walczymy przez cały sezon. Musimy być też mocno zmobilizowani, a nie tak jak ostatnio, kiedy przez naszą dekoncentrację na początku, później przez długi czas goniliśmy rywala - mówili zgodnie przed drugim półfinałowym pojedynkiem gracze Le Mans. I mimo, że przez większość czasu sobotniego spotkania przegrywali, niewiele brakowało, a cieszyliby się ze zwycięstwa. 10 sekund przed końcem na jednopunktowe prowadzenie zespół wyprowadził Bobby Dixon. Ostania akcja należała jednak do gospodarzy. Najpierw po szybkiej stracie zanotowali przechwyt, później po niecelnym rzucie zbiórkę w ofensywie, aż w końcu zdobyli zwycięskie punkty. I wszystko to w zaledwie kilka sekund.
Sobotnie spotkanie widać wiele nauczyło podopiecznych J.D Jacksona. We wtorek od pierwszych minut, to oni dyktowali warunki. Z roli rozgrywającego i strzelca dobrze wywiązywał się Dewarick Spencer, na którego po pierwszym meczu spadła lawina krytyki, bo choć zdobył 13 punktów, jak stwierdzono - mógł dać zespołowi zdecydowanie więcej, zwłaszcza w ataku. Wiele swoich podań kierował do Batisty Joao. Brazylijczyk w takich sytuacjach myli się rzadko i podobnie jak w sobotę, również i tym razem przez większość meczu miał stuprocentową skutecznością. Mecz zakończył z 12 punktami, myląc się tylko przy dwóch próbach i to już w samej końcówce, kiedy wynik meczu był już rozstrzygnięty.
Le Mans - Entente Orleans 71:61 (17:12, 16:20, 23:13, 15:16)
Dewarick Spencer 21, Paolo Batista Joao 12, Alain Koffi 10 - Cedrick Banks 16, Anthony Dobbins 12, Terence Dials 10.
Stan rywalizacji: 1-1.