Dusko Savanović swoje pierwsze kroki w koszykówce stawiał w zespole kadeckim FMP Żeleznika Belgrad. I o ile to nie jest żadne osiągnięcie, o tyle przebicie się do pierwszej drużyny tegoż klubu już tak, bowiem FMP Żeleznik ma w Serbii ustaloną renomę - sam zawodnik przyznaje, że termin "fabryka talentów" pasuje tutaj idealnie. Drużyna co sezon zmienia skład, gdyż większość dotychczasowej kadry rozchwytywana jest przez czołowe zespoły Europy. W ten sposób właśnie w czerwcu 2005 roku, 22-letni wówczas i mierzący 204 cm wzrostu silny skrzydłowy znalazł się w pierwszym zespole FMP Żeleznika. Po prostu zastąpił tych, którzy odeszli. Nie stało się to jednak automatycznie - swoją przydatność musiał udowodnić na specjalnie zorganizowanym obozie selekcyjnym.
Kiedy już trafił pod skrzydła Vlady Vukoicicia (choć decyzję o włączeniu gracza do pierwszej ekipy podjął Bosko Djokić), szybko okazało się, że drzemie w nim wielki potencjał. Bo o ile statystki na poziomie 13,7 punktu i 4,2 zbiórki w przeciętnej lidze serbskiej nie robiły na nim wielkiego wrażenie, te z rozgrywek międzypaństwowych już tak. Ligę Adriatycką zakończył z przeciętnym dorobkiem 11,8 punktu i 4,4 zbiórki, podczas gdy w Pucharze ULEB notował średnio aż 15,3 punktu i 5,4 zbiórki! I to wszystko w swoim debiutanckim sezonie w poważnej, europejskiej koszykówce. Nic więc dziwnego, że gracz został uznany MVP całej Ligi Adriatyckiej oraz MVP finału tych rozgrywek, w którym jego zespół zwyciężył Partizana Belgrad 73:72 (dodatkowo FMP zgarnęło brązowy medal w lidze).
Nic więc dziwnego również, że po tak udanych kilku miesiącach, Savanović stał się łakomym kąskiem dla wielu klubów w Europie. Przed sezonem 2006/2007 zdecydował, że pozostanie w Belgradzie, lecz już w październiku zmienił decyzję i przeniósł się do Unicsu Kazań. Włodarze rosyjskiego klubu zapłacili kilkaset tysięcy euro odstępnego, by skrzydłowy mógł podpisać z nimi kontrakt. I choć na początku wydawało się, że nieco przepłacili (w całym sezonie Serb notował średnio prawie 8 oczek i 3 zbiórki), kwota ta zwróciła się w następnych rozgrywkach, w których Savanović uzyskiwał już ponad 11 punktów i około 5 zbiórek, zarówno w Superlidze jak i Pucharze ULEB. Warto dodać, że podczas swojego pierwszego sezonu w Rosji gracz wywalczył srebrny medal, a jego ekipa ustąpiła miejsca tylko wielkiej CSKA Moskwa.
Dobre występy zawodnika nie umknęły jednak uwadze innych zespołów. W lipcu roku 2008 do jego agenta zadzwonili przedstawiciele Cajasol Sewilla, a oferta była na tyle konkretna, że reprezentant swojego kraju szybko podpisał dwuletni kontrakt. Zeszły sezon zakończył z przeciętnymi 8,8 punktu oraz 4,6 zbiórki i choć marzy mu się gra w Barcelonie czy Realu, na chwilę obecną jest zadowolony, że może rywalizować w zespole najsilniejszej ligi Europy.
PRZEDSTAWIENIE:
1. Nazywam się… Dusko Savanović i nic niestety w tej kwestii zmienić nie mogę. Rodzice tak dla mnie wybrali, choć imię Dusko to jedno z najpopularniejszych w Serbii. Wolałbym trochę bardziej odmienne albo rzadziej spotykane.
2. Urodziłem się… w Chorwacji, w Zagrzebiu, ale z narodowości jestem Serbem. To nic dziwnego u nas, na Bałkanach, że dziecko rodzi się w rodzinie słoweńskiej, ale w mieście chorwackim, czy też Bośniak ma matkę Serbkę a ojca Albańczyka. Cóż, tak zwany kocioł bałkański. Ja uwielbiam Zagrzeb i jeśli tylko mam okazję, wracam tam by spędzić chociaż kilka dni.
3. Kiedy byłem dzieckiem zawsze… bardzo dobry (śmiech). Nigdy nic nie rozrabiałem, nikomu się nie psociłem, zawsze słuchałem rodziców, a każdy mój krok czy decyzja były starannie przemyślane. Taak... chciałbym, żeby tak było (śmiech).
4. Teraz, kiedy jestem starszy… moim priorytetem jest dobre, szczęśliwe i udane życie. Chciałbym być dobrym mężem i ojcem, ale nie zapominam o moich rodzicach, więc również dobrym synem, który będzie powodem do dumy.
5. Kiedy byłem dzieckiem moim koszykarskim idolem był… może tutaj kogoś zdziwię, ale nigdy nie miałem sportowych idoli. Rodzice wpoili mi by patrzeć na każdego nie jak na jakiegoś wielkiego sportowca, mega gwiazdę, ale jak na zwykłego człowieka przez pryzmat tego, co tak naprawdę może zrobić dobrego dla drugiej osoby.
POCZĄTKI:
1. W koszykówkę zacząłem grać… mając 13 lat i pewnie tylko dlatego, że po prostu byłem bardzo wysoki, jak na swój wiek. Na początku sama gra mnie nie fascynowała, to zmieniło się z biegiem czasu. Przez całe życie wolałem jednak streetball, koszykówkę uliczną, niż zamknięty hermetycznie w schematy i taktykę basket profesjonalny. Moim pierwszym klubem był FMP Żeleznik Belgrad. Pytasz czy fabryka talentów to dobre określenie? Tak, myślę, że to adekwatna nazwa, w której nie ma ani krzty przesady, bo FMP rok rocznie wypuszcza w świat więcej zawodników, niż Partizan czy Crvena Zvezda razem wzięte.
2. Wybrałem koszykówkę, ponieważ… tak, jak już powiedziałem przed chwilą - rosłem i rosłem i nic nie mogło tego zatrzymać. A do FMP dostałem się za namową kolegi, który był już w tej szkółce. Po prostu poszedłem pewnego dnia na trening wieczorny i tak to się zaczęło...
3. Trenerem, który wpłynął na mnie w największym stopniu był… ciężkie pytanie, bo trenowało mnie kilkunastu szkoleniowców. Myślę jednak, że najwięcej zawdzięczam Draganowi Dragosavacowi, mojemu pierwszemu trenerowi w juniorskim zespole FMP. To właśnie on udoskonalił mnie technicznie, wprowadził do mojego mózgu taktykę i chyba nie będzie przesadą jeśli powiem, że nauczył mnie po prostu wszystkiego. W tym miejscu należałoby jednak wymienić również Bosko Djokicia, który jak nikt potrafi pracować z młodymi zawodnikami. To on podjął decyzję o włączeniu mnie do pierwszego składu Żeleznika, kiedy miałem 22 lata. Szkoda tylko, że chwilę później, jak załapałem się do ekipy, on odszedł pracować gdzie indziej.
4. Kiedy byłem młodszy nigdy nie chciałem przerwać przygody z koszykówką, bo… hmm, na to pytanie odpowiem w ten sposób: to jest bardzo miłe uczucie, kiedy ktoś płaci ci za to co ty i tak robiłbyś za darmo. Ilu ludzi może tak z ręką na sercu powiedzieć, że robią to co, lubią i jeszcze zarabiają przy tym niezłe pieniądze?
5. Będąc młodym graczem zawsze marzyłem, że pewnego dnia będę grał w… NBA oczywiście, ale wiem, że to niemożliwe. Na mojej pozycji w NBA grają koszykarze o innych walorach, większych mięśniach i większej skoczności. Dlatego w tej chwili koncentruję się na podpisaniu w ciągu najbliższych dwóch-trzech sezonów kontraktu albo z Barceloną, albo z Realem, albo z Panathinaikosem. Jeśli to się stanie, wówczas moje koszykarskie ego będzie spełnione.
DOŚWIADCZENIE:
1. Najlepszy mecz mojej kariery miał miejsce… zdecydowanie pojedynek Unics Kazań - BC Samara w rosyjskiej Superlidze dwa lata temu. Pamiętam, że od kilku tygodni czułem, że moja forma rośnie i tylko czekałem na moment, w którym eksploduje. Zresztą, cały sezon miałem bardzo dobry, podobnie zresztą jak kolejny, dzięki którym przeniosłem się później do Hiszpanii. Wracając do tamtego spotkania - zanotowałem double-double w postaci 35 punktów i 14 zbiórek. Już nigdy później nie udało mi się skopiować tego wyczynu, choć wielokrotnie zdarzało się bym kończył mecz np. z 20 punktami i 10 zbiórkami.
2. Najgorszy mecz mojego życia miał miejsce… uczciwie rzecz ujmując, na pewno miałem kilka, kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt bardzo słabych meczów w swojej karierze, ale naprawdę nie rozpamiętuję ich. Dlatego nie potrafię odpowiedzieć, który mógłby być najgorszy.
3. Największy sukces mojego życia to… mistrzostwo Ligi Adriatyckiej w sezonie 2005/2006 oraz nagrody MVP finału oraz MVP całych rozgrywek, które wpadły wówczas w moje ręce.
4. Największa porażka mojego życia to… mecze Unicsu Kazań z Realem Madryt w półfinale Pucharu ULEB w sezonie 2006/2007. Uważam, że mieliśmy lepszy zespół od Hiszpanów i naprawdę mogliśmy wygrać cały puchar, lecz po zwycięstwie w Kazaniu, zebraliśmy niezłe baty w Madrycie (Real wygrał 84:63, a pierwszy mecz zakończył się zwycięstwem Unicsu 76:69 - przyp. M.F.). Jak się później okazało, rok ten zdecydowanie należał do "Królewskich". Nie dość, że wygrali ULEB, to jeszcze rozgrywki w kraju.
5. Najlepszy klub, w którym miałem okazję grać to… Unics Kazań, bo to kawał historii rosyjskiego basketu, drużyna, która ma na swoim koncie wiele tytułów i osiągnięć, lecz myślę, że lepiej czuję się w Cajasol Sewilla. To klub, w którym panuje rodzinna atmosfera, a kibice są całym sercem za zespołem. W dodatku, kiedy trzeba zarząd potrafi przyznać się do błędów i myśli przede wszystkim o tym, co zrobić by klub funkcjonował coraz lepiej. Ogólnie jestem bardzo szczęśliwy z tego, w jaki sposób moja kariera się toczyła dotychczas, ale chyba nigdy nie będzie tak, żeby nie mogło być jeszcze lepiej, mam rację? Dlatego też cieszę się, że zagram w Cajasol kolejny sezon, ale nie przestaję myśleć o angażu w jakimś wielkim klubie w przyszłości, o czym już wspominałem.
PRZYSZŁOŚĆ:
1. Obecnie mam… dopiero 25 lat i zamierzam grać przez drugie tyle (śmiech). No dobra, przez tyle się nie da, ale minimum jeszcze dziesięć sezonów, może nawet trochę więcej. Chciałbym zakończyć karierę między 35-tym and 40-tym rokiem życia.
2. Po zakończeniu kariery koszykarskiej zamierzam… nie mam zielonego pojęcia! Człowieku, ja naprawdę jestem jeszcze młodym koszykarzem, gdzie mi tutaj myśleć co będzie po zakończeniu kariery (śmiech)?! Ale, żeby nie było, że migam się od odpowiedzi albo, że nie myślę o zabezpieczeniu przyszłości, powiem, że chcę zostać trenerem. Banalne? Dobra, będę ogrodnikiem (śmiech).
3. Mamy rok 2019. Widzę siebie… ile ja mówiłem tych lat? Od dziesięciu do piętnastu, czyli wychodzi na to, że w 2019 roku nadal będę grał w koszykówkę. Wiesz co, właśnie pomyślałem sobie, że fajnie byłoby zakończyć karierę w roku 2020.
4. Marzę, że pewnego dnia… będę miał szczęśliwą rodzinę. Koszykówka to stresująca praca, adrenalina skacze jak szalona, więc koszykarz, zresztą każdy sportowiec, musi mieć rodzinę, która będzie go rozumiała i będzie tym czymś, gdzie zawsze będzie mógł ukoić swoje skołatane nerwy.
5. Mając 60 lat będę żałował jedynie, że… mam nadzieję, że niczego nie będzie dane mi żałować. Dzisiaj nie żałuję niczego, wszystko jakoś się układa, więc dlaczego miałoby się to zmienić na gorsze? Jeśli ma się zmieniać cokolwiek, to niech się zmienia na lepsze.