Jarosław Galewski: Chyba można powiedzieć, że pokonaliście Prokom w drugiej połowie, bo pierwsze dwadzieścia minut nie wskazywało na Wasz sukces...
Wojciech Szawarski: W pierwszej połowie graliśmy słabo w obronie i trochę nerwowo w ataku. W czasie przerwy przemyśleliśmy jednak naszą grę i drugie dwadzieścia minut było w naszym wykonaniu dużo lepsze. Zagraliśmy przede wszystkim konsekwentnie w ataku i zespołowo w defensywie. Obyśmy zawsze grali tak jak w drugiej części meczu z Prokomem.
Niecelne rzuty wolne w końcówce wprowadziły sporo nerwów. Nie da się ukryć, że drżały Wam ręce...
- Rzeczywiście, ale zwycięzców się nie sądzi. Ed Cota i John Oden rozegrali taką akcję, że wszyscy są chyba szczęśliwi. Nieczęsto można oglądać takie zagrania w tak ważnym momencie. Ja cieszę się dodatkowo, ponieważ uratowali mi trochę skórę. Te dwa osobiste, które spudłowałem, będą mi się chyba śnić po nocach.
Czy zagranie Eda Coty i Johna Odena było zaplanowane?
- W trakcie czasu nie było powiedziane, że Ed rzuca Johnowi piłkę nad obręcz. Nasz rozgrywający miał spenetrować, ściągnąć na siebie uwagę obrońców i coś wymyślić. Jak się okazało, wymyślił świetną akcję. John znakomicie uwolnił się od swojego obrońcy, wyskoczył w górę, a jak on już wyskoczy, to wystarczy tylko rzucić piłkę w jego kierunku.
Podczas spotkania z Prokomem, zwłaszcza w drugiej połowie, było widać, że byliście bardzo dobrze przygotowani pod względem taktycznym...
- Powiem szczerze, że przez moment miałem nawet dosyć oglądania drużyny z Sopotu na wideo. Spędziliśmy naprawdę wiele godzin na przyglądaniu się naszym rywalom i analizowaniu poszczególnych zawodników, ale na szczęście się opłaciło. Bez tego nie wiedzielibyśmy, co grają nasi przeciwnicy i jak bronić przeciwko Gurovicowi i Slaninie. Koncentrowaliśmy się przede wszystkim na tych dwóch zawodnikach.
Nadal przegrywacie na wyjeździe. Czego zabrakło w pojedynku z AZS-em Koszalin?
- Ciężko mi powiedzieć. Może kibiców i naszej sali. Nadal nie możemy dojść do siebie na wyjazdach. We własnej hali tworzymy zupełnie inną drużynę i ta sytuacja trwa już od jakiegoś czasu. Jesteśmy tym faktem mocno sfrustrowani. Już na samą myśl o meczu na wyjeździe coś się chyba przestawia w naszych głowach. Wierzę jednak, że jeszcze w tym sezonie zaczniemy wygrywać z naszymi rywalami w ich hali. Myślę, że w playoffach w końcu się przełamiemy i w tych najważniejszych meczach uda nam się przywieźć dwa punkty z wyjazdu.
Teraz pojedynek z Turowem i pierwsza szansa na przełamanie wyjazdowej niemocy...
- Na każde spotkanie wychodzimy z myślą o zwycięstwie. W Zgorzelcu będzie na pewno bardzo ciężko, ale Turów także przegrał u siebie w tym sezonie i może przegrać również z nami. Do Zgorzelca pojedziemy po zwycięstwo. Później gramy z Anwilem, ale jest to mecz w naszej hali. Wierzę, że ostrowska sala okaże się po raz kolejny szczęśliwa.