Patrząc na całą sytuację klubu z Podkarpacia jaka miała miejsce w ostatnim czasie można było z czystym sumieniem załamać ręce - prezes Roman Śliwiński jednak się nie poddał i do samego końca walczył jak przystało na sternika, dla którego nie liczą się pieniądze, tylko gra fair play, wola walki, determinacja, ambicja i oddanie kibiców.
- Udało się znaleźć firmę, która postanowiła nam pomóc. Na razie umówiliśmy się, że póki nie dopełnimy wszelkich formalności, nie podamy jej nazwy, ale obiecuję, że zrobimy, to na specjalnej konferencji prasowej jeszcze w tym tygodniu – powiedział na łamach Gazety Codziennej Nowiny Roman Śliwiński, prezes jarosławskiego klubu.
W piątek Znicz wysłał odwołanie i teraz wszystko pozostaje w rękach włodarzy PLK. Pytanie jakie nam się nasuwa to czy rada nadzorcza PLK na czele z Romanem Ludwiczukiem postąpi ze sportowym duchem, czy zwycięży biurokracja.
Jak wcześniej informowaliśmy do klubu znad Sanu zostały wysłane fax i list z siedziby PLK
w których Znicz dostał termin 7 dni na przygotowanie dokumentów odwoławczych, które później nazwano pomyłką.
- Mam nadzieję, że działacze koszykówki zrozumieją naszą sytuację. Straciliśmy sponsora pod koniec maja. W dobie wszechogarniającego kryzysu w tak krótkim czasie było bardzo trudno znaleźć firmę, którzy wyłoży tak duże środki. Naszego nowego sponsora interesuje tylko ekstraklasa, więc jeśli włodarze koszykarskiej centrali odrzucą odwołanie, to praktycznie nas pogrzebią – tłumaczy prezes Śliwiński.
- O dalszej grze jarosławian w ekstraklasie będziemy mogli rozmawiać, gdy przedstawią gwarancje budżetu, chociaż decyzja będzie należała do rady nadzorczej PLK – stwierdził natomiast Roman Ludwiczuk, jej szef i zarazem prezes PZKosz.
28 lipca Komisja Odwoławcza Polskiego Związku Koszykówki rozpatrzy sprawę czterech klubów, które nie uzyskały licencji na grę w ekstraklasie mężczyzn w sezonie 2009/2010 - jak przypuszczamy w tym dniu zapewne zostanie rozpatrzone także odwołanie Znicza Jarosław. Czy tak się jednak stanie dowiemy się niebawem