- Moją pracą jest czekanie, aż trener wezwie mnie na parkiet. Jestem niezwykle wdzięczna, że dostałam szansę gry - powiedziała po meczu cicha bohaterka Shyra Ely. - Najważniejszym momentem dla sukcesu w tym meczu był dobry początek drugiej połowy.
Ely w tym sezonie nie dostaje zbyt wielu szans na długie granie. Minionej nocy było zupełnie inaczej, gdyż spisywała się znakomicie. Zdobywając 16 punktów, wyrównała swój rekord, a więcej punktów od niej zdobyła tylko Jia Perkins.
Dyspozycja Ely bardzo pomogła wypełnić lukę po niezwykle nieskutecznej tego dnia Candicy Dupree, która trafiła tylko 1 z 11 oddanych rzutów. - Candice nie zagrała wielkiego meczu, ale bardzo pomogła nam w defensywie - oceniła występ Dupree Sylvia Fowles. Dupree zakończyła zawody z 2 punktami, 6 zbiórkami, 5 asystami i 4 blokami.
Wśród ekipy z Hollywood najwięcej punktów wywalczyła Delisha Milton-Jones - 15. 13 punktów do dorobku Sparks dorzuciła Tina Thompson, która miała jednak ogromne problemy ze skutecznością. Thompson dzień wcześniej wywalczyła 30 punktów w Minneapolis w konfrontacji z Minnesotą Lynx. W Chicago doświadczona skrzydłowa trafiła tylko 5 z 20 rzutów.
Blisko trzeciego kolejnego double-double była Candace Parker, która oprócz 10 zbiórek miała 9 punktów. - Mój powrót do gry to cały proces. Aktualnie jestem nigdzie ze swoją dyspozycją w porównaniu z tym, co było w poprzednim sezonie. W koszykówce bardzo liczy się mentalność, dlatego trzeba robić rzeczy, które ją podniosą - powiedziała Parker.
Co ciekawe, przyjazd do Chicago ubiegłorocznej MVP i najlepszej debiutantki niezwykle zmobilizował kibiców Sky, których pojawiło się w hali ponad 1000 więcej w porównaniu z każdym innym spotkaniem. Na trybunach zasiadło prawie 6000 widzów.
Chicago Sky - Los Angeles Sparks 75:63
(J.Perkins 18, S.Ely 16, S.Fowles 13, D.Canty 12 - D.Milton-Jones 15, T.Thompson 13, B.Lennox 11, C.Parker 9)