Być ważną postacią w zespole - rozmowa z Katarzyną Krężel, zawodniczką UTEX ROW Rybnik

Katarzyna Krężel jest wychowanką krakowskiej Korony. Potem swoje umiejętności szlifowała w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Warszawie i w USA. Do Polski powróciła przed rokiem, kiedy to zdecydowała się na umowę z drużyną z Leszna. Po sezonie spędzonym w Wielkopolsce koszykarka zmieniła otoczenie. Teraz umiejętności jednej z najlepszych polskich zawodniczek na Uniwersjadzie w Belgradzie podziwiać będą mogli kibice w Rybniku, bo właśnie w UTEX ROW zagra w sezonie 2009/2010 Krężel.

Krzysztof Kaczmarczyk
Krzysztof Kaczmarczyk

Krzysztof Kaczmarczyk: Jakie były twoje początki z koszykówką?

Katarzyna Krężel: Zaczynałam od mini koszykówki. Potem moja przygoda koszykarska związała się z Koroną Kraków. To właśnie tego klubu jestem wychowanką. Po dwóch latach w Koronie zgłosił się po mnie SMS z Warszawy. Tak właśnie wyglądał początek mojej przygody z koszykówką.

Najlepsze zawodniczki w kraju zazwyczaj trafiają do Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Jak było w twoim przypadku? Również SMS zaprosił Cię do siebie?

- Tak w moim przypadku było tak samo. To SMS wyszedł z propozycją, żebym dołączyła do tej szkoły. Na początku nieco się obawiałam i zdecydowałam się tylko na próbny tydzień. Po nim jednak decyzja o pozostaniu była już tylko formalnością. Z warszawskiego SMS-u wyniosłam bardzo dużo. Podszkoliłam technikę, zyskałam koszykarsko i na pewno w jakiś sposób życiowo, bo przecież pierwszy raz musiałam sobie radzić sama, bez rodziców. SMS to takie wprowadzenie w koszykówkę seniorską, bo wcześniej była to bardziej zabawa. 2 treningi dziennie, mecze w ekstraklasie - to była już prawdziwa koszykówka. Koszykarsko bardzo cenię sobie pobyt w Szkole Mistrzostwa Sportowego.

Po SMS-ie zdecydowałaś się na dalszą kontynuację nauki z dala od domu. Tym razem wybór padł na USA

- Wyjazd do USA był moją samodzielną decyzją. Razem ze mną wyjechała też Iza Piekarska, z którą znałam się z SMS-u. W USA, konkretnie w El Paso w Teksasie, moją drugą trenerką była również Polka Ewa Laskowska. My wyjechałyśmy całkowicie w nieznane, a ona była na miejscu bardzo nam pomocna. W USA panuje zupełnie inna kultura, zupełnie inne systemy treningowe. Na początku barierą był trochę język. Wiadomo, że jakoś się mówiło, ale trzeba było przejść parę szybkich kursów, żeby było już wszystko w porządku.

Jak wspominasz początki z pobytu w USA?

- Pamiętam, że po pierwszym treningu kondycyjnym chciałam wrócić do domu. Poprosiłam o bilet powrotny, bo trasę ze stadionu do domu, która zazwyczaj trwała 5 minut, wtedy była dwugodzinną drogą przez mękę. W USA zatrzymała mnie jednak trenerka, która przekonała mnie, że to nie powód, żeby uciekać z powrotem do kraju. Jak się później okazało, trenerka miała rację. Zdołałam się dopasować do tego stylu pracy, a teraz czerpię z tego korzyść. Na kondycji z tamtych czasów bazuję chyba do teraz.

W USA spędziłaś cztery lata i zakończyłaś uczelnię. Jakie masz wykształcenie?

- Tak ukończyłam uczelnię. Jestem z wykształcenia dziennikarką i można powiedzieć biznes women (śmiech).

Przed rokiem wróciłaś do Polski i spędziłaś sezon w Lesznie. Jak wspominasz ten sezon?

- Sezon w Lesznie był fajny. W drużynie grały dziewczyny, z którymi dobrze się dogadywałam i niekiedy było śmiesznie.

Po sezonie w Polsce jesteś w jakimkolwiek stanie porównać grę w USA, do gry w Polsce?

- W Polsce gra się zdecydowanie wolniej niż w Stanach, a gra bardziej jest poukładana. Za oceanem najbardziej liczy się gra indywidualna i szybkość podejmowania decyzji. Nie zawsze egzekwowany jest atak pozycyjny, częściej używaną bronią jest szybki atak. W Europie i w Polsce zdecydowanie na pierwszym miejscu jest taktyka. Wydaje mi się również, że w USA koszykówka jest bardziej fizyczna.

Nie chciałaś zostać za oceanem i tam nadal grać?

- Gdyby była tam liga, taka odpowiadająca polskiej, to myślę, że zdecydowała bym się na pozostanie w Stanach. Gdyby oczywiście była jakaś oferta gry. Niestety tam po koszykówce akademickiej jest już tylko WNBA, a wiadomo, że ta liga jest ligą letnią, czyli jak w Europie jest wolne od gry.

Na Eurobasket na Łotwę nie pojechałaś, ale wakacje i tak miałaś skrócone, bowiem dostałaś powołanie od Dariusza Maciejewskiego do kadry na Uniwersjadę w Belgradzie. Jak wspominasz ten wyjazd?

- W Belgradzie było kapitalnie. Szkoda tylko, że nie udało nam się wywalczyć żadnego medalu. Duża w tym zasługa naszej porażki w meczu z Czeszkami. Szkoda też, że nie udało się ograć Amerykanek, bo było bardzo blisko, a przecież w każdym innym meczu rywalki dostawały od nich lekcję basketu. Do Belgradu pojechała naprawdę fajna ekipa ludzi, która stworzyła dobrą atmosferę. Zabrakło tylko tego medalu, który byłby ukoronowaniem całego fajnego wyjazdu.

Nowy sezon spędzisz w drużynie z Rybnika. Czy były jakieś inne oferty?

- Generalnie trudno odpowiedzieć mi na to pytanie, bo wszystkim zajmowała się moja agentka. Zdecydowałam się na Rybnik i jestem zadowolona z warunków.

Jakie cele stawiasz sobie przed nadchodzącym sezonem?

- Indywidualnie chciałabym jak najwięcej grać, bo tylko wtedy mogę poprawić swoje umiejętności. Jestem w takim wieku, że nadal chcę podnosić poziom swojej gry, bo wydaje mi się, że optimum dopiero nadejdzie. Chcę zatem wykorzystać swoje wszystkie atuty, żeby być ważną postacią tego zespołu. Na pewno chciała bym swoją postawą udowodnić, że mogę być jedną z liderek tego zespołu.

A jakie cele stawiasz sobie drużynowo? Co chcielibyście w tym sezonie osiągnąć?

- Uważam, że stać nas będzie na bardzo dużo. Chcemy zająć drużynowo najwyższe miejsce, jakie nam się uda. Myślę, że nawet 6 miejsce jest w naszym zasięgu. Mamy ciekawy zespół i będziemy walczyć w każdym meczu.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×